Kolejne dni mijały mi o dziwo nie na nauce, jak to miałam w zwyczaju ale na próbach stworzenia.... tego przeklętego patronusa. Zaszyłam się w bibliotece, w dziale zaklęć przydatnych, czyli że nikt tutaj nie przychodził, bo dział ten była tak szczerze mówiąc całkowicie bez użyteczny mimo tytułu. Chciałam wyczarować patronusa, szczerze i bardzo, bardzo mocno ale wszystko absolutnie każda próba kończyła się fiaskiem.
- Nie, no nie mogę - powiedziałam do samej siebie padając na krzesło. Czy jeden jakis niebieski promyk, to za dużo.
- Co ty tu robisz ?!- usłyszałam zza siebie. James ?
- No w gruncie nic. A ty ? - powiedziałam zamykając opasły tom "magia dla opornych", i przykrywając go rękoma, to zbyt upokarzające.
- Serio ?- zapytał wzkazując dłonią na "dobrze ukrytą" książkę.
- Oh zamknij się... Na Merlina nie mogę wyczarować tego cholernego patronusa - powiedziałam bardziej do stołu na którym oparłam zawstydzoną, czerwoną twarz.
Usłyszałam przesuniecie krzesła.
- O czym myślisz gdy próbujesz go wyczarować ? - zapytał podkręcając knot w lampce
- Właściwie to o dniu kiedy dostałam list - odpowiedziałam po chwili podnosząc głowę z nad książki, i poczułam na sobie spojrzenie Pottera.
- To chyba trochę za mało - powiedział ciągle w dobrym humorze - Zrób coś, co zawsze chciałaś zrobić, popracuj nad czymś o czym nie będziesz chciała opowiadać swoim wnukom, albo na myśl czego dostajesz istnej głupawki - powiedział patrząc za ciemne witrażowe okno.
- A ty o czym myślisz, przy Patronusie ? - zapytałam podpierając się na łokciach
- Mała tajemnica- powiedział przykładając palec do sowich ust. Pokiwałam głową. Serio? Dostanie się do Hogwartu, poznanie magii, jakby całe moje życie było szare, i nie miało nic z czego mogłabym czerpać radość ? Westchnęłam w najbliższym czasie znowu mi się nie uda. Nie mam nic takiego. Tak łatwo mówić prawda, nawet przykładu nie dał, pfff dzięki James.
Czas uciekał mi jak piasek przez palce, w dodatku jakieś raporty które chyba miały po prostu być. O incydencie z "piękną" zieloną ścianą napisał James, a winowajcy, a raczej winowajców nie udało się złapać. Opadłam na fotel w pokoju wspólnym, nad książką do Historii Magii najnudniejszy przedmiot, no może nie tyle najnudniejszy co nauczyciel którym był duch swoją mocą sprawiał że nawet ja zasypiałam, ale książki nie były wiele lepsze, nawet ogień trzeszczący w kominku mnie rozpraszał. Dałam sobie spokój i odłożyłam książkę na bok, chociaż jakiś cichy głosik mówił mi że jednak powinnam się uczyć, tak zwany głos kujoństwa jak mawiała Diana, został zagłuszony przez chęć wyczarowania głupiego patronusa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam żadnego wspomnienia które byłoby tak silne, dobra skup się na czymś innym Lily, na czymś co w miarę ci wychodzi.
~*~
- Dzieeeeeń dooobrrrrryyy! - usłyszałam nad głową
- Diana daj, że mi spokój - powiedziałam zasłaniając twarz poduszką.
- Wygrała pani wycieczkę na....., werble proszę. Tak zgadza się! Na mój trening ! - powiedziała, a raczej oznajmiła bardzo, bardzo głośno.
- Daj normalnym spać - jęknęłam zakopując się pod kołdrę, która została ze mnie w brutalny sposób zdarta.
- Lily jest 12, nie żeby coś ten tegers, ale nawet ci śniadanie przyniosłam. Poza tym nie chce być sama, przewietrzysz się poczujesz napływ weny i inne takie - powiedziała rzucając kołdra na drugi koniec pokoju.
- Nie potrzebuję weny, tylko i wyłącznie snu - mruknęłam pod nosem siadając
- Noo nie daj się prosić - powiedziała rzucając mi jakiś sweter i spodnie - Poradzi sobie, no nie ? - zapytała.
- Nie denerwuj mnie - warknęłam biorąc ubrania, wiadomo, że bez niej trening się nie zacznie, to zleca się wszyscy, a jak lecą się wszyscy to nie będzie fajnie.
- Też, cie kocham ale zagęszczaj ruchy - powiedziała biorąc swoje szczęśliwe rękawiczki.
Qudditch nie jest moją ulubioną dyscypliną, ale kiedy robili fale nie będę stała jak kołek. Właściwie, nie wiem po co ja tu jako wsparcie, chociażby mentalne skoro siedzę i nikt nie zwraca na mnie uwagi. Całkowicie pozbawione sensu, ale trzeba przyznać, że momentami gra mi się nawet podobała, oczywiście poza głupimi popisami niektórych (czyt. James), przecież mógł imbecyl spaść, ale dobra nie mój biznes.
- Jak ci się podobało ? - zapytała Diana podbiegając do mnie, miała jeszcze czerwone policzki i lekką zadyszkę, a cieszyła się jak dziecko.
- Nie było, źle ale przypomnisz mi po co ja tu, bo znowu zapomniałam. - powiedziałam zaplatając ramiona na klatce piersiowej.
- No bo mnie wspierasz, nudzi mi się samej - zaczęła wymieniać.
- Ty latasz za piłeczką ,aż ci z radości uszy latają- powiedziałam unosząc brwi, to prawda, gdyby trybuna się zawaliła i tak by tego nie zauważyła.
- Możeeee- powiedziała przeciągając.
- Więc mi nie powiesz ? - zapytałam po chwili ciszy na co ta z radością pokręciła głową. Gezz z kim ja mieszkam.
- A zostaniesz jeszcze chwile ? - zapytała.
- Niby po co? Przecież skończyliście
- No teraz Ślizgoni mają trening no, i chciałam ich wybuczeć - powiedziała. Nie no jak z małym 3 letnim dzieckiem które co chwile pyta "Dlaczego?"
- Jakie to dojrzałe - powiedziałam.
- Nie każdy musi być dojrzały - powiedziała ciągnąc mnie za rękę - a przede wszystkim tego tego przez którego miałam guza - powiedziała idąc w stronę widowni.
Usiadłyśmy po środku żeby mieć lepszy "widok".
- O witam, miłe panie - odezwał się znajomy głos. James.
- Miłe dziewoje, tez przyszły się pośmiać ? - zapytał Syriusz siadając obok Pottera
- Żelka ? - zaproponował James
No co jak co, ale na żelki i to w dodatku mugolskie się skuszę, nie wiem skąd je wytrzasnęli, ale muszę sobie trochę przemycić.
___________________________________________________________
Dano mnie nie było, i znowu pewnie nie będzie, bo pozmieniało się u mnie cholernie dużo, od okularów po sprawy osobiste, przez bierzmowanie i testy (czyt. zapierdziel totalny), no i wena na to, jakoś poszła do lasu się chędożyć, nie wiem czy wróci, w razie czego po prostu napisze, jak to miało być w punktach, z małymi dopiskami tekstu. Zastanawiam się nad zawieszeniem, albo to zrobię albo samo z siebie przyjdzie, bo jak na złość mam 1.000.000 na wszystko inne tylko nie na Lily i Jamesa.
No więc, mam nadzieje, że do następnego.