niedziela, 14 kwietnia 2013

5. Żaby

5.

- Potrzebne wam są może te żaby ? - zapytała Diana otwierając drzwi przedziału czwórki przyjaciół.
-  Aktualnie tak, ale wiesz możemy je zwrócić tylko potem - powiedział najprawdopodobniej Syriusz udając powagę i imitując ton dyplomatyczny. 
- Ale śmieszne - mruknęła sarkastycznie niebieskooka czując wysoki poziom tutejszego humoru - A co powiecie na wymianę?- zapytała Diana otwierając dłoń w której znajdowały się trzy złociutkie połyskujące galeony.
- Ile chcesz ?- zapytał James rzeczowo wstając i mierząc wzrokiem to kuzynkę to Huncwockie zapasy.
- Połowę  tego co tu macie. Wiecie 10 żab, 5 opakowań fasolek, 4 opakowania ciastek dyniowy..- zaczęła wyliczankę.
- O nie, nie, nie to nawet nie jest połowa z tymi żabami ! - Stwierdził dość szybko James patrząc na kuzynkę z niezrozumieniem.
- No przecież wiem - odpowiedziała wesoło wchodząc do przedziału i mierzwiąc Potterowi włosy po czym zbliżyła się do słodyczy.
- Nie tak szybko- odezwał się znowu Syriusz  zagradzając jej przejście - jeszcze nic nie powiedzieliśmy.
- Trzy galeony chyba powinny wam wystarczyć - powiedziała, wręcz wciskając je w ręce nieco skołowanego Syriusza.
Lily tylko przyglądała się dalszym wydarzeniom którymi było : szybkie schowanie najbliższych słodyczy w zasięgu ręki do kieszeni przez Dianę i  krótki pościg w którym niebieskooka  potykając się o stopy Pettera wybiegła z przedziału. Lily i Jane stojąca obok nie mogły zostać w tyle,  dziewczyny biegły ile miały tylko sił w nogach do swojego przedziału. Jednak sama natura tak chciała, że to przeważnie to chłopcy dysponują większą szybkością. Ani się obejrzały a już dwójka najbardziej pożądanych Huncwotów przedarła się przez Lily i Jane. James zagrodził owej dwójce przejście a Syriusz jednym ruchem przerzucił sobie Dianę przez ramię i lekko nią potrząsnął, a z kieszeni spodenek dziewczyny powypadały kolorowe fasoli wszystkich smaków i  ciastka dyniowe rozsypały które się po podłodze. 
- No i o to chodziło - powiedział Black zadowolony stawiając Dianę na nogi, na których się długo nie utrzymała ponieważ najpierw rozległ się głośny zgrzyt kół pociągu i mocne szarpnięcie, całym pociągiem zarzuciło na tyle mocno by zwalić całą czwórkę z nóg i to dosłownie. Lily miała dość sporego pecha bo odbiła się od Pottera który stał przednią, i poleciała na szybę, Jane spadła na swoje cztery litery podobnie jak James. Diana nie mogąc utrzymać równowagi poleciała prosto na Syriusza który jako taką równowagę miał ale ciężar niebieskookiej go z niej wytrącił i oboje runęli na podłogę. Lily usiadła i dotknęła swojego  pulsującego czoła -guz jak malowany- pomyślała.
- Boli? -zapytał James stojąc tuż przed nią z wyciągniętą ręką w jej stronę w geście pomocy.
- Trochę - mruknęła lewą dłonią zakrywając powstający guz jak róg jednorożca a drugą podając Jamesowi.
Lily rozejrzała się: Jane wstawała z niewyraźną miną, najwyraźniej jej tył  ucierpiał dość mocno, a Syriusz właśnie pomagał wstać Dianie.
-Co to na Merlina było ?- zapytała Lily robiąc  jakieś trzy kroki w stronę  Diany.
-Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziała dziewczyna patrząc na lewą dłoń Lily - Coś Ci
- Uderzyła się OK. Nic mi nie jest - powiedziała mało zadowolona z faktu, że zaraz będzie miała na czole gigantycznego guza.
- Może powinnyśmy zapytać się konduktora czy coś ?- zaproponowała Jane
- Po co pytać o taką drobnostkę, może wyskoczył mu jeleń na tory czy coś - powiedział Black nonszalancko. A James tylko wywrócił oczami i spojrzał z pod łba na przyjaciela.
- No Rogaś będziemy się chyba zbierać - powiedział Syriusz zarzucając rękę na ramię przyjaciela. - Wybaczcie Ladys- powiedział kłaniając się i odchodząc z Potterem.
 - Ale żaby - zdążyła zakomunikować Diana zanim zniknęli w swoim przedziale.-  Fajnie- mruknęła niezadowolona i razem z dwóją pozostałych dziewcząt pomaszerowały do swojego przedziału.
Gdy Lily otworzyła drzwi przedziału  zobaczyła jedno siedzenie calutkie w słodyczach: fasolki wszystkich smaków, pudełka z czekoladowymi żabami, ciastka dyniowe, toffi, kremówki i wiele wiele innych.
- Mary ja cię normalnie kocham - powiedziała Diana dobierając się do czekoladowych żab i kremówek.
- Nie powinnaś kochać mnie tylko panią Jankins, nie wiem skąd ale cię zna ale otrzymałyśmy taki prezent - powiedziała  Mary przegryzając ciastko dyniowe i odkładając książkę. - To szarpnięcie, to było dziwne, widziałam jak jakiś pan z tej sterowni czy diabeł we co biegł bardzo szybko, tylko nie wiem gdzie  -dodała.
-A moim zdaniem szarpnięcie jak szarpnięcie, a z ludźmi nigdy nie wiadomo  - powiedziała niebieskooka robiąc sobie przerwę by obejrzeć kartę. - Znowu dyrektorek - mruknęła.
-Czyżbyś nie przepadała za Dumbledore'm?- zapytała Lily przykładając czoło do zimnego pociągowego stolika.
-Ogółem nic do niego nie mam no chyba, że mam ich pięciu - powiedziała wywołując śmiech w dziewczęcym przedziale.

~*~

- Kiedy jest najbliższa pełnia?- zapytał James padając na swoje miejsce i parząc na dłoń która podała mu Evans, tak bez łaski czy obrzydzenia. Jednak on 'nadęty Potter' nigdy chyba nie będzie w stanie tak po prostu sobie odpuścić.  
- Równo za tydzień - westchnął Remus- Sądzicie, że w tej sytuacji to dobre, nadal ze mną przebywać ? - zapytał ściszonym tonem.
-Przecież, cię nie zostawimy.- odpowiedział szybko Petter.
-Ale chodzi mi bardziej o mordy na mugolach, a co jeśli nasi kochani ślizgoni zaczną działać w Hogwarcie? Trzeba będzie pilnować ich cały czas- powiedział z obawą.
- O to niech twoja głowa będzie spokojna Luniaczku - powiedział Syriusz - tego tylko brakuje żeby to objęło Hogwart. Ale póki tu jesteśmy żadnemu Ślizgonowi nie przejdzie to przez te ich brudne zakompleksione główki.
- Jak myślicie Dumblrdore coś z tym robi?- zapytał nie śmiało Glizdogon, to właśnie wyrwało Rogacza z zamyślenia co jak co ale w dyrektora to nigdy nie przyszło mu zwątpić.
- Na pewno- powiedział energicznie czochrając swoje i tak już poczochrane włosy - W co jak w co ale w coś przeciwko temu czarnemu chciałbym wziąć udział.  



     


Remus Lupin - (Lunio, Lunatyk) najbardziej 'łebski' z całej czwórki pod względem wiedzy książkowej, jako dziecko został ugryziony przez wilkołaka jednak dzięki obecnemu dyrektorowi (który przyjął go do Hogwartu) i trójce przyjaciół jakoś znosi to brzemię. Jest również prefektem i tak jak reszta naszych głównych bohaterów uczęszcza do klasy ostatniej.
P.S Wie ktoś może co to za aktor ?



Peter Pettigrew- jeden z Huncwotów który nieco kryje się w cieniu, jednak jest nieodłączną częścią grupy. Jest również nieco zakompleksionym z powodu swojego wyglądu a głównie swojego nieco większego rozmiaru i niezbyt imponującego wzrostu, jednak daje sobie radę mimo przeciwności choć wybitnym uczniem nie jest.




Mary Dorothy McKlarc - spokojna , małomówna dziewczyna, woli nie raz spędzać czas między książkami niż z ludźmi, jednak mimo iż tego nie okazuje jej przyjaciółki są dla niej największym skarbem. Taki miły kujonek się znalazł ;p



Jane Downs - wesoła, baaaaaardzo otwarta, optymistyczna blondynka która się nieco zagubiła panicznie boi się, że będzie odstawać od grupy więc robi całkiem inne rzeczy niż roją jej się w głowie. Jej przyjaźń z Lily i Dianą nie jest do końca szczera pomimo, że je lubi, ponieważ podkochuje się w jednym z Huncwotów zadawanie się z Potter i Evans= bliższa znajomość z męską paczką przyjaciół.  


_________________________________________________________________________________

I jest kolejny rozdział, za początek możecie mnie normalnie wychłostać - klapa, klapa, klapa  ale właśnie 'walkę o słodycze' pisałam dwa razy i grrrr lepiej nie będzie - musicie mi wybaczyć takich 'akcji' nie umiem pisać , postaram się poprawić ;) . Ale mam nadzieję, że reszta przypadła wam do gustu. Wszelkie opinie, sugestie walcie śmiało. Zachęcam do obserwowania i komentowania, za błędy przepraszam.
                

wtorek, 2 kwietnia 2013

4. Pociąg

4.

- Lila wstawaj - powiedział Thomas Evans pukając energicznie w drzwi pokoju córki.
-Yhm...- mruknęła zaspana pokazując swoją 'przytomność'.
Otworzyła jedno oko, potem drugie oko, to już połowa sukcesu. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się. To dziś. Dziś wraca do drugiego domu. Dzień zapowiadał się świetnie, choć słońce nadal prażyło jak oszalałe to dało się zobaczyć ruch liści na drzewach - czyli nie będzie aż tak źle. Zerwała się na równe nogi patrząc na kufry i otwartą szafę calutką opróżnioną- przynajmniej niczego nie zapomni. Szybko przebrała się w rzeczy przygotowane uprzedniego wieczoru i pakując piżamę do kufra. 
- Śniadanie !- usłyszał z dołu.
'Perfekcyjność w każdym calu" - pomyślała uśmiechając się pod nosem. Śniadanie którym okazały się rogaliki i kakao, o dziwo zjadła razem z Petunią, ale okazało się, że ta spieszy się bo idzie z Verone, do teatru - to wytłumaczyło jednoznacznie jej obecność na przed wyjazdowym śniadaniu Lily.
- Nie zapomniałaś o czymś ? -zapytał Pan Evans gdy starsza z jego córek kierowała się w stronę drzwi ubrana w ołówkową spódnice która ukazywała jej kościste nogi, od kolan w dół, i  nienagannie biała bluzkę.
- O czym?-zapytała niecierpliwie z grymasem na twarzy.
- Może pożegnałabyś siostrę? - powiedział tata dziewcząt, badając uważnie twarz starszej z córek, po której przemknęła mieszanka nieodgadnionych uczuć a na samym końcu wstąpiła obojętność.
-Tak- powiedziała cofając się do kuchni w której Lily właśnie pochłaniała rogaliki - Powodzenia tam - powiedziała od niechcenia po czym wyszła już na nią nie patrząc, i zatrzaskując za sobą białe drzwi, tak że z drugiej strony zakołatała kołatka.
Ruda mimo iż przyzwyczajona poczuła ukłucie w sercu. Czemu Petunia musi tak nie znosić magii? czemu nie mogła po prostu ignorować faktu, że jej siostra jest czarownicą? Jednak Lily potrząsnęła głową by odpędzić od siebie te ponure myśli.

*
Na peronie była jak zwykle przed czasem. Spojrzała na ceglane sklepienie krzyżowe, i na barierkę przez którą się tu dostała, wszystko niby goła cegła ale jednak tyle wspomnień, że aż sposób się nie uśmiechnąć. dziewczyna przeczesała swoje włosy palcami wzdychając. To jej ostatni rok, potem zacznie dorosłe życie trzeba się zebrać w garść. Spojrzała na czerwoną lokomotywę z której właśnie buchnęły kłęby dymu. Otwarte. Przeszła do drugiego wagonu licząc od lokomotywy, miejsce wydawało jej się całkiem wygodne ponieważ będzie miała blisko do przedziału prefektów, aby dojść na ewentualne spotkanie. Gdy uporała się z kufrem spojrzała przez okno. Na peron przybyło więcej czarodziei. Dało się już słyszeć pierwsze wesołe okrzyki spotkania po wakacjach. Lily westchnęła, 'Diana będzie pewnie znowu na ostatnią chwilę' pomyślała podpierając podbródek na małym pociągowym stoliczku i parząc przez okno z nieco znudzoną miną. Jednak jej uwagę przykuł promyczek który właśnie przeleciał przed oknem jej przedziału, dziewczyna wstała i spojrzała  za nim. Promyczek był jak mała fajerwerka która właśnie się zatrzymała nad wyciągnięta dłonią pewnego młodego człowieka o rozczochranych, czarnych włosach. Potter. A jeżeli James to pewnie Diana też tu jest. Lily szybkim krokiem wyszła z przedziału i wręcz wyfrunęła ze schodków rozglądając się bacznie za przyjaciółką. Ale nigdzie jej nie było. Lily dzielnie przedzierała się przez tłum, wręcz rozpychając się łokciami by jej nie rozdeptano i uważając równie by nie rozdeptać nowicjuszy, którzy wydawali się z roku na rok coraz mniejsi i drobniejsi. Już nieco zmęczona stanęła na palcach i wyciągnęła szyję, by zobaczyć cokolwiek poza szatami które cały czas ją wymijały lup potrącały. Zobaczyła jakieś zbiegowisko uczniów a bardziej uczennic. Instynkt a właściwie pewność kazały iść jej w stronę zbiegowiska 'och'ów' i 'ah' ów'. Tak jak przypuszczała Potter, Blak i spółka właśnie robili furorę, zresztą kiedy nie robili jej wśród dziewcząt. Jednak nie widząc innego wyjścia, skierowała się w stronę Pottera, "Może on chociaż wie' - dodała sobie otuchy w myślach zanim zaczęła się przeciskać przez fanclub.
-Cześć Evans - powiedział James poprawiając okulary na nosie i zwracając się w jej stronę.
- Cześć Potter- mruknęła speszona wzrokiem co niektórych przedstawicielek półci pięknej które zapewne miało na celu zadanie jej bólu i męczarni - Wiesz gdzie jest Diana ? -zapytała przechodząc do rzeczy.
James tylko zmarszczył brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając i rozejrzał się dookoła.
- Możliwe, że poszła Cię poszukać- powiedział wracając wzrokiem do dziewczyny.
- Super- mruknęła gniewnie Ruda sama do siebie kierując się ku wyjściu z "kółeczka" Pottera
-Pomóc Ci ?- zapytał stając za nią.
- Nie. Ale jakbyś ją widział to możesz jej przekazać że....- zaczęła Lily ale nie było dane jej skończyć
-Chyba nie będę musiał- powiedział wskazując podbródkiem w stronę z której było widać machającą rękę.
Po upływie naprawdę krótkiej chwili zziajana Diana stała tuż obok.
- Wiecie, że będziemy jechali około 2 dni ? - zapytała wydychając ze świstem powietrze i podpierając sie na ramieniu rudowłosej.
- Jak to 2 dni ? - zapytała Lily patrząc na przyjaciółkę z niezrozumieniem.
- Oj niecałe, nie całe bo około-zaczęła uspokajać gryfonkę gestem dłoni cały czas dysząc- Ale dojedziemy dopiero jutro.
- Czemu? -zapytał James uprzedzając Lily która już otwierała usta by zadać identyczne pytanie.
- Mugole sobie coś tam postawili, wybudowali, czy coś takiego na torach nam ustawili- powiedziała dziewczyna gestykulując i nie mogąc się wysłowić.

~*~

- Głupi mugole - pruknęła po raz dziesiąty Diana, kiedy zmęczona po wkładaniu bagażu na górna półkę opadała na  pociągową kanapę.
- Dokładanie- przytaknęła jej Jane (rówieśniczka dziewcząt, wielbicielka Syriusza, często może się zdawać, że nie ma własnego zdania, co jest po części prawdą).
-Gdyby wiedzieli, że jeździ tu pociąg do szkoły magii zapewne by tego nie zrobili - powiedziała Mary z nad książki, obdarzając je dobrodusznym uśmiechem (Mary tak jak reszta dziewcząt jest na ostatnim roku, jest: bardzo mądra i spokojna, opanowana i wyrozumiała)
- A nasze kochane ministerstwo nie mogło czegoś z tym zrobić?- zapytała Diana z wyrzutem, patrząc przez okno.
Po części Lily się z tym zgadzała, ministerstwo powinno dbać o swoja przyszłość którą byli młodzi ale jednocześnie nie mogli ingerować zbytnio w życie mugoli, nie mówiąc o tym co widziała przy Floresach w Proroku. Choć wiedziała, że to pewnie chłam to mimo wszystko miała dziwne przeczucie, że się jednak tym razem myli.
- Ciasteczka, herbatka ! - rozległ się z korytarza przyjemny, nieco babciny i przychrypnięnty kobiecy głos i dźwięk tupoczących stóp młodych czarodziei.
- Chcemy coś?- zapytała Lily energicznie wstając i kładąc ręce na biodra.
- Fasolki !- zakrzyknęła Jane - Ciastka dyniowe, jeśli to nie problem- dopowiedziała Mary - I koniecznie żaby- dodała Diana podając przyjaciółce parę galeonów.
- Stawiam wszystkim- powiedziała mrugając do Lily.
Diana, nie ukrywając, miała dużo kasy, jednak niebyła jakaś specjalnie nadęta, czasami lubiła sobie ponarzekać owszem ale miała też gest.
Lily zamknęła za sobą drzwi do przedziału i przystąpiła do dzieła.  Weszła jak reszta w tłum  teraz już była bliżej celu. Boże jak Ruda nie znosiła tłumów, co chwila ktoś przechodził jej po palcach i szturchał w jedną to w drugą stronę. W tłumie Lily zobaczyła : Katy - jedną z puchonek (o 2 lata młodszą, niezbyt drobna szatynka) której dawała korepetycje, Pelopnez - krukonkę z którą chodziła na runy, Marka z bliźniakiem Max'em i parę innych osób.
- Wziąć Ci coś ? - zapytał głos obok niej. James.
- Nie stoisz obok, a raczej za mną- powiedziała zwracając się w stronę rozmówcy i odpowiadając nieco ironicznym tonem .
- Ale nie jestem tu sam- powiedział niezrażony, wskazując palcem po kolei w trzy miejsca pośród tłumu gdzie dało się zobaczyć Petera, Remusa i Syriusza. - Widzisz tu liczy się strategia- stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
- Nawet tutaj macie 'strategię'?- zapytała robiąc pospiesznie krok do przodu ponieważ zobaczyła skrawek wolnego miejsca w ciasnym korytarzu.
- To przydatna rzecz- powiedział nadal stojąc tuż za nią.
- I myślisz, że poskromicie cały dziki tłum, młodych nastolatków robiących zapasy na dwudniową podróż, proszę aż tak 'wszechmocni' nie jesteście- starała się to powiedzieć poważnym tonem ale kiedy jest się zgniatanym (im bliżej wózka ze smakołykami tym ciaśniej i groźniej) nie wyszło to tak jak miało.
- Mam nieodpartą myśl, że nas nie doceniasz Evans - powiedział nad wyraz spokojnie, poprawiając okulary, prostując się i biorąc wdech.
Nagle coś na drugim końcu  ciasnego i przepełnionego ludźmi korytarza coś huknęło, udało się słyszeć( a właściwie cudem było by gdyby się nie słyszało) pisk przerażenia i kłęby dymu. A uczniowie zaczęli uciekać w popłochu.
- To część tego głupiego planu? -zapytała Lily zasłaniając twarz lewą dłonią.
- Genialnego - poprawił ją James, i przeszedł praktycznie opustoszałym korytarzem do wózka, i nieco skołowanej pani Jankins. Składając po cichu zamówienie.
- Właściwie jako prefekt mam prawo wlepić ci minusowe punkty - powiedział zniecierpliwiona kiedy Potter nadal nie odchodził od wózka.
-Ale moja droga Evans, sama sobie byś wlepiła ujemne punkciki  na samym początku, a nawet nie jesteśmy w Hogwarcie- powiedział odwracając się do niej profilem z nonszalanckim uśmiechem - A po drugie nie masz dowodów- powiedział pewnym tonem odchodząc od wózka.
Dziewczynę zszokowało, On miał rację, choć zawsze wiadomo, że to sprawka Huncwotów to zawsze trzeba mieć dowody. Z piorunowała tylko oddalającą się postać Pottera wzrokiem po czym sama podeszła do wózka.
- Poproszę pięć czekoladowych żab i...- zaczęła próbując się uspokoić.
- Żaby się skończyły słoneczko - powiedziała starsza kobieta.
- Jak to skończyły? -zapytała z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Tamten młodzieniec, z którym słoneczko przed chwilą rozmawiałaś wziął ich aż dwadzieścia - powiedziała - W dodatku trzeba dołożyć praktycznie wszystkiego. Jakby wybierali się w podróż do o koła świata - powiedziała z uśmiechem i wyminęła wózkiem osłupiałą Lily i pokierowała się w stronę lokomotywy.
 Lily zacisnęła pięści, zacisnęła zęby i próbowała zrobić parę wydechów. Czemu Potter działał na nią jak gaz pieprzowy na niedźwiedzia? Przecież ostatnio tak nie było.
Niezadowolona podreptała do swojego przedziału. Zamknęła za sobą drzwiczki i usiadła ignorując pytające spojrzenia.
-A gdzie słodycze? -zapytała Diana kończąc robić sobie warkocza na bok.
- Zapytaj Pottera- mruknęła niechętnie i spojrzała na swoją przyjaciółkę przepraszająco, bo jak powszechnie wiadomo Diana bez słodyczy nie przeżyje żadnej podróży.
- I co? - powiedziała hardo gwałtownie wstając - Powinien się przynajmniej podzielić - dodała ciszej.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytała Jane przeczuwając co może się zdarzyć.
- Przejść się - powiedziała i puściła oczko.
- Też coś czuję, że powinnam rozprostować nogi - powiedziała Jane i podążyła za wychodzącą Dianą.
Lily tylko głośno westchnęła i poczuła na sobie spojrzenie Mary.
- Czyli mam ich popilnować? -zapytała patrząc na Mary i nie wierząc ile może wyrazić spojrzenie tej małej przeraźliwie drobnej osóbki.
Mary tylko kiwnęła głowa i wróciła do swojej lektury. Lily tylko wywróciła oczami, powoli wstała i skierowała się w stronę korytarza. Zamknęła za sobą starannie i powoli drzwi mając złudną nadzieję, że dziewczyny jednak zrezygnują z odwiedzin u Huncwotów ale to  była bardzo złudna nadzieja. Westchnęła po raz kolejny,  i podążyła korytarzem, przecież tak szybko zebrali się w okół wózka - nie mogli być daleko.
Nagle usłyszała stanowczy głos przyjaciółki.
_________________________________________________________________________________


No to mamy czwóreczkę  ;) Jakieś zastrzeżenia. opinie, pomysły - piszcie :)
    
I szczerze to jakoś nie jestem z tej notki zadowolona ale trzeba zacząć. Naprawdę było by miło, gdybyście zaczęli komentować - nawet anonimy bo to na serio pozwoli spojrzeć mi na tą historię z innej perspektywy, i byłoby to też znakiem, że Was to interesuje.