środa, 21 sierpnia 2013

10. Lista


10.


- Witaj - powiedział staruszek, pokazując jednocześnie, by James usiadł na pobliskim krześle obitym w czerwony materiał.
- Przyszedłem zapisać się na tę listę - powiedział z determinacją i spojrzał w spokojne oczy Dumbledore’a.
-  A nie chcesz może tego jeszcze przemyśleć? - zapytał profesor. - Wiąże się to z ryzykiem – rozwinął, wstając z krzesła. Zaczął przemierzać wielki dywan z dłońmi splecionymi za plecami.
- Nie mogę obiecać, że was nigdzie nie wyślę - powiedział powoli. - I nie ukrywam, że przeciwnicy nie będą wahali się ani chwili, zastanawiając się czy was zabić, czy nie. - Zatrzymał się przy Tiarze Przydziału, leżącej na jednej z wielu półek w tym pomieszczeniu, i przez chwilę ciszy patrzył na nią.
- Ale ty doskonale o tym wiesz – dodał, spoglądając na wiecznie rozczochranego okularnika. -  A mimo wszystko jesteś spokojny. Mam nadzieję, że przemyślałeś to porządnie  - powiedział, zajmując ponownie swoje miejsce z biurkiem. - Zachowujesz się  prawie jak twoja kuzynka. - Uśmiechnął się i podał Potterowi listę.
-  Ona też?! - zapytał zdziwiony, spoglądając na dyrektora, i upewniając się tym samym czy to nie jest jakiś marny żart.
- Tak, przyszła dzisiaj, wcześniej z guzem na środku głowy i oświadczyła, „że niezależnie co mam jej do powiedzenia, czy nawet to że list do niej był przypadkowy, to i tak się zapisze” – powiedział, podając Rogaczowi czerwone pióro.
James spojrzał na listę, na której widniało parę znajomych mu nazwisk:

Jasmine Colens/Hufflepuff
Helena Mark/Ravenclaw
Remus Lupin/Gryffindor
Timy Buton/Ravenclaw
Marry McLon/Ravenclaw
George Smith/Hufflepuff
[...]
Frank Longbottom/Gryffindor
Diana Potter/Gryffindor

A od teraz dołączyła tam i :
 James Potter/Gryffindor

- Profesorze? - zapytał James 
- Tak?
- Jak mielibyśmy działać w szkole? Tu nic się nie dzieje - powiedział James, odkładając pergamin i pióro, na mahoniowe biurko i tak już zapełnione stertą zapewne zbędnej makulatury. 
- Dzięki Merlinowi jeszcze nie, ale obawiam się, że to będzie do czasu, do czasu Jamesie  - westchnął dyrektor. - Jednak wolę zapobiegać niż leczyć. Mam pomysł, może i abstrakcyjny, ale chciałbym stworzyć coś jak oddział prefektów specjalnych. Byłaby to wąska grupka patrolująca obszar szkoły, w razie czego - wyjaśnił dyrektor.
- A reszta? 
- A reszta to wsparcie, młodzi czarodzieje, którzy dopiero będą się szkolić, odnajdywać w tym świecie swoje miejsce. Myślałem, żeby was jakoś podzielić na nauczycieli, uczniów i uczyć się wzajemnie. Nie ukrywam też, że byłoby to spore zaangażowanie, a macie też normalne lekcje - powiedział dyrektor. - Dlatego właśnie prosiłem, żeby to gruntownie przemyśleć, bo nie będzie to łatwe w połączeniu ze szkolnymi obowiązkami. A niektórzy mają jeszcze mecze quidditcha do wygrania – zakończył, mrugając do Jamesa z nad swoich okularów połówek.
Właściwie to był szczęśliwy, że się zapisał. Może poczucie bezsilności zniknie? Albo chociaż się zmniejszy. Bądź co bądź uważał to za trafny wybór. 

~*~
Parę dni później

Lily wstała. Był dzień wolny – na dworze chłodno, wręcz mroźno - ale zamierzała coś wyprostować… może nie tyle wyprostować co wyjaśnić. Nie. Obiecała sobie, że to zrobi. Ubrana ciepły sweter w barwach domu i czarne spodnie, zebrała się w sobie i wyszła z dormitorium. 
Dużo o tym wcześniej myślała: jak to zrobić, żeby nie było zbyt niezręcznie. Role się odwrócą i... 
Właściwie nie ma co tragizować, trzeba spróbować – pomyślała, ale nie dodało jej to tyle otuchy, ile by chciała. Gdy robi się ciężko, płynie się dalej.   

Zasiadła między zapalonymi kibicami i starała się rozgryźć, co może być ekscytującego w miotle i paru kulach. Jeśli już o miotle mowa - patyk to patyk, tylko i wyłącznie patyk z witkami. Jak można bez strachu usiąść na to coś i wzbić się w powietrze? Są zaklęcia dla wygody, amortyzujące… tak, czytała o tym i mimo wszytko bała się wzbić na większą wysokość na owym patyku. Ludzie kochani, patyk, zaczarowany patyk. Mimo że świat magii ją zafascynował i starała się zrozumieć wszystko, to miotle nie zaufa.   

- A oto nasze kochane rodzeństwo Potter! - zawołał jakiś młody zapalony fan z trzeciego roku, który przychodził na każdy trening.
 Rodzeństwo wzięło się od wspólnego nazwiska, i mimoże to była zwykła pomyłka, jakoś się przyjęło, że nawet na meczach, Will komentator ich tak określał.
Gryfońska drużyna żwawym krokiem  maszerowała, aż tu nagle ... 
- Ej, to chyba jakieś jaja! - krzyknął James, widząc maszerującą ku boisku drużynę w zielonych szatach z miotłami w rękach.
Gryfoni jak jeden mąż ustawili się w szeregu łypiąc nienawistnie w stronę Ślizgonów.
- Co wy tu robicie ? - zapytał jakże grzecznie James.
- A co można robić na boisku do quidditcha, Potter? - odpowiedział Arthur, szukający drużyny z domu węża.
Odziani w zieleń parsknęli śmiechem a James, a James chyba się wewnętrznie zagotował.

- Słuchaj no, ty parsz... – zaczął, ale jego kuzynka była szybsza.
- Wschodnia połowa nasza, druga wasza - powiedziała niechętnie i położyła rękę na ramieniu Jamesa, przy użyciu siły go tym odwracając.
- Chyba nie chcesz tracić punktów, których jeszcze nie zdobyliśmy - syknęła cicho.
- Pozwolisz od tak sobie im kogokolwiek obrażać? – zapytał, zaciskając zęby i patrząc w stronę Ślizgonów nienawistnie.
- A ja wiem, że ty masz unikalne sposoby na zemstę i takie tam, więc publiczne bójki możesz sobie darować – odpowiedziała, dosiadając miotły.
- Poczułem się doceniony - powiedział z uśmiechem, czochrając włosy Dianie.
- Tylko się nie przyzwyczajaj - odparła i wzbiła się w powietrze.

Trening można było opisać tylko i wyłącznie paroma słowami „popis, rywalizacja, nienawiść”. A zaraz po treningu „ból, zmęczenie, śmierć na miejscu”.

Matt, szukający Gryfonów, zrobił za to widowiskowy zwód Wrońskiego.  

- Śliskie gnojki - mruknął Danny, obejmujący stanowisko jednego z dwóch pałkarzy.
- I te przeklęte popisy - dodała Diana.
- Mówisz tak, bo tamten Ślizgon o mało co nie strącił cię z miotły? - zapytał Matt, szturchając jej ramię
- Nie moja wina, że kafel wyleciał, i on się na mnie uwziął, naprawdę, przyłożył mi z woreczka w czoło - poskarżyła się, rysując palcem okrąg na czole.
- Zmieciemy ich w turnieju i tyle, mogą nam buty lizać - dodał James, zdejmując pelerynę.
- James? - usłyszał za sobą dziewczęcy głos.
Potter obrócił się i zobaczył chyba najmniej spodziewany widok. 


___________________________________________________________

Krótki ? hmmm owszem ale kolejny będzie zapewne ciekawszy *.*.  A tak serio, serio dziwy mikrusowaty wyszedł ale nie mógł być dłuższy, raczej bo się odwyczaiłam od takiego pisania.