10.
- Witaj - powiedział staruszek, pokazując jednocześnie, by James usiadł na pobliskim krześle obitym w czerwony materiał.
- Przyszedłem zapisać się na tę listę - powiedział z determinacją i spojrzał w spokojne oczy Dumbledore’a.
- A nie chcesz może tego jeszcze przemyśleć? - zapytał profesor. - Wiąże się to z ryzykiem – rozwinął, wstając z krzesła. Zaczął przemierzać wielki dywan z dłońmi splecionymi za plecami.
- Nie mogę obiecać, że was nigdzie nie wyślę - powiedział powoli. - I nie ukrywam, że przeciwnicy nie będą wahali się ani chwili, zastanawiając się czy was zabić, czy nie. - Zatrzymał się przy Tiarze Przydziału, leżącej na jednej z wielu półek w tym pomieszczeniu, i przez chwilę ciszy patrzył na nią.
- Ale ty doskonale o tym wiesz – dodał, spoglądając na wiecznie rozczochranego okularnika. - A mimo wszystko jesteś spokojny. Mam nadzieję, że przemyślałeś to porządnie - powiedział, zajmując ponownie swoje miejsce z biurkiem. - Zachowujesz się prawie jak twoja kuzynka. - Uśmiechnął się i podał Potterowi listę.
- Ona też?! - zapytał zdziwiony, spoglądając na dyrektora, i upewniając się tym samym czy to nie jest jakiś marny żart.
- Tak, przyszła dzisiaj, wcześniej z guzem na środku głowy i oświadczyła, „że niezależnie co mam jej do powiedzenia, czy nawet to że list do niej był przypadkowy, to i tak się zapisze” – powiedział, podając Rogaczowi czerwone pióro.
James spojrzał na listę, na której widniało parę znajomych mu nazwisk:
Jasmine Colens/Hufflepuff
Helena Mark/Ravenclaw
Remus Lupin/Gryffindor
Timy Buton/Ravenclaw
Marry McLon/Ravenclaw
George Smith/Hufflepuff
[...]
Frank Longbottom/Gryffindor
Diana Potter/Gryffindor
A od teraz dołączyła tam i :
James Potter/Gryffindor
- Profesorze? - zapytał James
- Tak?
- Jak mielibyśmy działać w szkole? Tu nic się nie dzieje - powiedział James, odkładając pergamin i pióro, na mahoniowe biurko i tak już zapełnione stertą zapewne zbędnej makulatury.
- Dzięki Merlinowi jeszcze nie, ale obawiam się, że to będzie do czasu, do czasu Jamesie - westchnął dyrektor. - Jednak wolę zapobiegać niż leczyć. Mam pomysł, może i abstrakcyjny, ale chciałbym stworzyć coś jak oddział prefektów specjalnych. Byłaby to wąska grupka patrolująca obszar szkoły, w razie czego - wyjaśnił dyrektor.
- A reszta?
- A reszta to wsparcie, młodzi czarodzieje, którzy dopiero będą się szkolić, odnajdywać w tym świecie swoje miejsce. Myślałem, żeby was jakoś podzielić na nauczycieli, uczniów i uczyć się wzajemnie. Nie ukrywam też, że byłoby to spore zaangażowanie, a macie też normalne lekcje - powiedział dyrektor. - Dlatego właśnie prosiłem, żeby to gruntownie przemyśleć, bo nie będzie to łatwe w połączeniu ze szkolnymi obowiązkami. A niektórzy mają jeszcze mecze quidditcha do wygrania – zakończył, mrugając do Jamesa z nad swoich okularów połówek.
Właściwie to był szczęśliwy, że się zapisał. Może poczucie bezsilności zniknie? Albo chociaż się zmniejszy. Bądź co bądź uważał to za trafny wybór.
~*~
Parę dni później
Lily wstała. Był dzień wolny – na dworze chłodno, wręcz mroźno - ale zamierzała coś wyprostować… może nie tyle wyprostować co wyjaśnić. Nie. Obiecała sobie, że to zrobi. Ubrana ciepły sweter w barwach domu i czarne spodnie, zebrała się w sobie i wyszła z dormitorium.
Dużo o tym wcześniej myślała: jak to zrobić, żeby nie było zbyt niezręcznie. Role się odwrócą i...
Właściwie nie ma co tragizować, trzeba spróbować – pomyślała, ale nie dodało jej to tyle otuchy, ile by chciała. Gdy robi się ciężko, płynie się dalej.
Zasiadła między zapalonymi kibicami i starała się rozgryźć, co może być ekscytującego w miotle i paru kulach. Jeśli już o miotle mowa - patyk to patyk, tylko i wyłącznie patyk z witkami. Jak można bez strachu usiąść na to coś i wzbić się w powietrze? Są zaklęcia dla wygody, amortyzujące… tak, czytała o tym i mimo wszytko bała się wzbić na większą wysokość na owym patyku. Ludzie kochani, patyk, zaczarowany patyk. Mimo że świat magii ją zafascynował i starała się zrozumieć wszystko, to miotle nie zaufa.
- A oto nasze kochane rodzeństwo Potter! - zawołał jakiś młody zapalony fan z trzeciego roku, który przychodził na każdy trening.
Rodzeństwo wzięło się od wspólnego nazwiska, i mimoże to była zwykła pomyłka, jakoś się przyjęło, że nawet na meczach, Will komentator ich tak określał.
Gryfońska drużyna żwawym krokiem maszerowała, aż tu nagle ...
- Ej, to chyba jakieś jaja! - krzyknął James, widząc maszerującą ku boisku drużynę w zielonych szatach z miotłami w rękach.
Gryfoni jak jeden mąż ustawili się w szeregu łypiąc nienawistnie w stronę Ślizgonów.
- Co wy tu robicie ? - zapytał jakże grzecznie James.
- A co można robić na boisku do quidditcha, Potter? - odpowiedział Arthur, szukający drużyny z domu węża.
Odziani w zieleń parsknęli śmiechem a James, a James chyba się wewnętrznie zagotował.
- Słuchaj no, ty parsz... – zaczął, ale jego kuzynka była szybsza.
- Wschodnia połowa nasza, druga wasza - powiedziała niechętnie i położyła rękę na ramieniu Jamesa, przy użyciu siły go tym odwracając.
- Chyba nie chcesz tracić punktów, których jeszcze nie zdobyliśmy - syknęła cicho.
- Pozwolisz od tak sobie im kogokolwiek obrażać? – zapytał, zaciskając zęby i patrząc w stronę Ślizgonów nienawistnie.
- A ja wiem, że ty masz unikalne sposoby na zemstę i takie tam, więc publiczne bójki możesz sobie darować – odpowiedziała, dosiadając miotły.
- Poczułem się doceniony - powiedział z uśmiechem, czochrając włosy Dianie.
- Tylko się nie przyzwyczajaj - odparła i wzbiła się w powietrze.
Trening można było opisać tylko i wyłącznie paroma słowami „popis, rywalizacja, nienawiść”. A zaraz po treningu „ból, zmęczenie, śmierć na miejscu”.
Matt, szukający Gryfonów, zrobił za to widowiskowy zwód Wrońskiego.
- Śliskie gnojki - mruknął Danny, obejmujący stanowisko jednego z dwóch pałkarzy.
- I te przeklęte popisy - dodała Diana.
- Mówisz tak, bo tamten Ślizgon o mało co nie strącił cię z miotły? - zapytał Matt, szturchając jej ramię
- Nie moja wina, że kafel wyleciał, i on się na mnie uwziął, naprawdę, przyłożył mi z woreczka w czoło - poskarżyła się, rysując palcem okrąg na czole.
- Zmieciemy ich w turnieju i tyle, mogą nam buty lizać - dodał James, zdejmując pelerynę.
- James? - usłyszał za sobą dziewczęcy głos.
Potter obrócił się i zobaczył chyba najmniej spodziewany widok.
___________________________________________________________
Krótki ? hmmm owszem ale kolejny będzie zapewne ciekawszy *.*. A tak serio, serio dziwy mikrusowaty wyszedł ale nie mógł być dłuższy, raczej bo się odwyczaiłam od takiego pisania.
Krótki ? hmmm owszem ale kolejny będzie zapewne ciekawszy *.*. A tak serio, serio dziwy mikrusowaty wyszedł ale nie mógł być dłuższy, raczej bo się odwyczaiłam od takiego pisania.
Nareszcie się doczekałam! Rozdział świetny, chociaż trochę krótki. Mam nadzieję, że kolejny już niedługo.Czekam z niecierpliwością. :) Dużo, dużo weny życzę i serdecznie pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńNoo ;D Fajne fajnie ;d Szkoda że tak krótko ale już się ciekawie zapowiada następny ;d
OdpowiedzUsuńChcę więcej i więcej ! Jak zwykle był fajny i nie nudził, tego było mi trzeba :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział, mam nadzieję że znajdziesz chwilę i zostawisz swą opinię :)
Pozdrawiam i życzę weny :*
Zostałaś nominowana do Liebster Award.
UsuńPozdrawiam, Mizuki :)
A dlaczego Matt jest szukającym? A nie mój ukochany Rogaś? A poza tym to fajne opowiadanie:) Rogata
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?!!
OdpowiedzUsuń