poniedziałek, 18 marca 2013

3. Prorok

3.
Dalsza część obiadu przebiegła po mugolsku, czyli zwyczajnie, a wręcz nudno. "Verni" opowiadał o świdrach, co młodych czarodziei naprawdę zaciekawiło - ale trudno o brak ciekawości kiedy telewizor dawał im tyle radości. Pytali o tak oczywiste rzeczy, że gdyby nie fakt iż główka wybranka jej siostry była mało pojemna i  zaopatrzona w mały rozumek, bałaby się, że coś może zacząć podejrzewać - i wyszło szydło z worka kto nie chodził na mugoloznastwo.

- Będziesz jutro na Pokątnej?- zapytała Diana kiedy już się naprawdę musieli się zbierać i wracać do Doliny Godryka, łapiąc przyjaciółkę za dłonie i prosząco na nią patrząc.
-Postaram się- powiedziała rudowłosa niepewnie.
- Didi śpieszymy się ! - krzyknął James który stał razem z Syriuszem przy motorze z zapakowanymi bagażami młodej czarownicy.
Diana zmarszczyła brwi posępnie, nie lubiła gdy ją się tak nazywało. Jak sama twierdziła kiedy miała 11,12 a nawet 13 lat nie było to większym problemem ale teraz jej to zbrzydło.
- Już!- odkrzyknęła naburmuszona po chwili puszczając ręce przyjaciółki- To jutro o 12 punkt  przy Floresach - powiedziała miłym tonem kiedy już szła w stronę jednośladu.- Tylko się nie spóźnij ! - dodała zgryźliwie siadając za Syriuszem, do rudej która miał bzika na punkcie punktualności.
Lily  uśmiechnęła się z niedowierzaniem  i tylko parzyła jak motor Syriusza jedzie z dużą prędkością i błyskawicznie znika z jej oczu, choć kurz który za sobą rozpylił dopiero zaczynał opadać.

~*~

Rano Lily obudziła się już o 9.00 bo obudziło ją stukanie w szybkę. Otworzyła leniwie oczy i wypełzła z pod kołdry po czym podreptała w stronę balkonu mrużąc oczy ponieważ słońce miało zamiar świecić z taką samą intensywnością co wczoraj. Zobaczyła sowę a właściwie sówkę koloru e-cuerie która przypominała małą piłeczkę bardziej niż ptaka. Lily wpuściła ją do swojego pokoju i odwiązała z jej stópki mały liścik, od razu poznając pismo przyjaciółki. Rozwinęła kawałek pergaminu który niosła prostą i zrozumiałą treść:

"Wstajemy, wstajemy Rudzielcu !"

Lily tylko się uśmiechnęła, widać że Krwiaczek jest spokrewniona z Potterem. A pro po Pottera był dziwnie spokojny, tak za spokojny. Może to dlatego, że byli w towarzystwie jej rodziców i Verona. Lily tylko wzruszyła ramionami  nie myśląc o tym więcej i włożyła liścik do szuflady swojego przestrzennego biurka. 
Jako że została obudzona w jakże profesjonalny sposób i nie było już szans na ponowne zaśnięcie postanowiła, że nie będzie 'gnić' (jak lubił mawiać tata) w piżamie. Otworzyła szafę zadając sobie pytanie jak praktycznie każda kobieta ' w co by się ubrać ?'  ale odpowiedź przyszła sama ponieważ z trzeciej półki od góry spadła jej na głowę spódniczka do kolan w kolorze pastelowej mięty.
- Skoro takie jest twoje przeznaczenie - mruknęła przypatrując się spódniczce.
Dobrała jeszcze do tego czarną bluzkę i obrała kierunek na łazienkę, która co dziwne niebyła oblegana z samego rana przez Petunię - co wydało się Rudej dziwne ale nie omieszkała skorzystać.

11.45
Lily stała już przy wyznaczonej księgarni i czekała na przyjaciółkę, rozglądając się dookoła. Pamiętała kiedy ona pierwszy raz tu przyszła. Mała, zagubiona, rudowłosa dziewczynka maszerująca obok mamy nie opuszczając jej ani na milimetr. Wszystko wydawało się wielkie, przerażające a zarazem fascynujące, od ubiorów czarodziei po książki które same się poruszały albo znikały i doskonale zapamiętała minę sprzedawcy gdy nie mógł ich nigdzie znaleźć. Spojrzała na to wszystko teraz ze swojej perspektywy, perspektywy dorosłej czarownicy. Widziała teraz to samo co pierwszego dnia, ale całkiem inaczej. Już nie piszczała na widok goblina czy też latających co chwila nad jej głową sów, teraz parzyła na swój świat z uśmiechem, na tych młodych przyszłych czarodziei, na ich rodziców wszystko wokół, nie wyobrażała sobie mieszkać już w 'normalnym' mugolskim świecie. Jej rozmyślania przerwał podmuch wiatru który pokulał pod jej stopy najnowszego Proroka Codziennego, gazetę czarodziejów  którą tak rzadko widywała przez Petunię, która ledwie znosiła Rudolfa a co dopiero codzienne sowy  z gazetą w której są ruszające zdjęcia, przecież ; 'Co by pomyśleli sąsiedzi ! '- przypomniała sobie w głowie oburzony głos Petuni która a gdyby mogła najchętniej wytępiłaby wszystko co odbiega od normy. Podniosła gazetę. Pierwsza strona to wypowiedź Ministra Magii - Lily w politykę najwyższych i prognozy pogody nie miała zwyczaju wierzyć bo zwyczajnie puste obietnice i niedotrzymane słowa ją irytowały, więc przewróciła na kolejną stronę, gdzie ciągnęło się dalej jego orędzie, westchnęła przewracając na kolejną stronę. Dalej jakiś długi artykuł, już miała zamiar rzucić okiem nieco dalej gdyby nie nagłówek ' Masowe mordy mugoli'. Przyjrzała mu się bliżej.
Masowe mordy mugoli.
Z przykrością drodzy czytelnicy donosimy o kolejnej tragedii naszych niemagicznych towarzyszy. W nocy z 29 na 30 lipca zamaskowani czarodzieje użyli zaklęcia niewybaczalnego na  15-osobowej grupce mugoli w Londynie. [...] "Wszystkie ofiary zostały zabite w okrutny i barbarzyński sposób" - donosi Ann Clark która dokonała oględzin.[...] Więc jeśli to tylko możliwe drodzy czarodzieje rzudźcie najprostrze zaklęcia na domy waszych mugolskich znajomych bo nie wiadomo czy to nie ocali im życia. Pamiętajcie, że nigdzie nie jest już bezpiecznie.

Gdy Lily skończyła czytać przeszedł ją dreszcz strachu. Coś było nie tak. Mordy? Czarodzieja mają rzucać zaklęcia ochronne - coś takiego chyba jeszcze w ogóle nie miało miejsca. I, że niby nigdzie nie jest już bezpiecznie? Właśnie za tą stronę nie lubiła prasy. Ciągłe straszenia. Ale mimo wszystko obiecała sobie, że żuci parę zaklęć  na swój dom tak żeby 'poćwiczyć'.  Z rozmyśleń wyrwał ją głos Diany.
-Lily!- krzyknęła machając do przyjaciółki żeby ta podeszła.
Ruda przedzierając się przez tłum ludzi by dojść do Krwiaczka. Kiedy już dotarła jej oczom ukazała się Diana z najnowszym modelem Błyskawicy w ręce.Choć panna Evans Qudditch'a traktowała raczej z dystansem to nie dało się zignorować trajkotania przyjaciółki o owym modelu miotły która trzeba przyznać, że wyglądała świetnie nawet na niedoświadczone oko Lily : błyszcząca świeżo wypolerowana rączka z wygrawerowanym numerem seryjnym 1900 i inicjałami D.P. i witkami uporządkowanymi, witkami które nie odstawały jak w jej poprzedniej miotle którą zużyła w rekordowym czasie 6 miesięcy kiedy przeciętnemu czarodziejowi miotła może starczyć nawet na 5 lat - trzeba było przyznać, że Diana miała talent destrukcyjny.
-  Świetna, prawda ? -zapytała wciskając ją w ręce Lily.
Miotła była wprost idealnie wyważona ale jednocześnie lekka.
- Nie będzie cię znosić?- zapytał rudowłosa oddając miotłę.
- Moja w tym głowa, żeby nie znosiło- powiedziała wesoło kiedy ruszyły do księgarni wymijając tłumy dzieci z rodzicami.
Stanęły przed wejściem do Esów i Floresów, Ruda już miała zamiar wejść ale powstrzymała ją ręka Diany.
- Słuchaj uważnie bo już nigdy możesz nie usłyszeć mojego głosu- powiedziała poważnym tonem niebieskooka ale Lily wiedząc do czego zmierza przyjaciółka ledwo powstrzymała się od wybuchu śmiechu - Tam jest masa ludzi, i trzeba będzie walczyć o przetrwanie, będzie to zacięty bój o życie. Powodzenia.- zakończyła śmiertelnie poważnie wchodząc do środka.
Jednak gdy do księgarni weszła i Lily zobaczyła, że jej przyjaciółka niewiele się myliła z tym przetrwaniem. Tabuny ludzi aż chciałby się powiedzieć ' Ludziów jak mrówków'. Mali i nieco więksi czarodzieje przepychający się w stronę drewnianej lady sprzedawcy, krzyki dzieci na które trzeba było uważać żeby ich przez omyłkę nie rozdeptać, nie było nawet skrawka wolnej przestrzeni, nawet  drewniane ciężkie schody prowadzące na piętro były przepełnione i chyba zaczynał się uginać pod ciężarem wszystkich czarodziei. Nie mówiąc już o tłoku który sprawiał że czarne balerinki rudowłosej chyba 'zarobiły' stałe wgniecenia.
Ale nie było tak źle udało jej się wypatrzeć Dianę która właśnie stała przy ladzie i podnosząc listę rzeczy potrzebnych do Hogwartu  wysoko w powietrzu bo co chwila ją ktoś pchał. Sprzedawca otarł sobie tylko pot z czoła białą chusteczką i podawał co chwila jakieś książki na ladę, prawdopodobnie błagając by ten dzień się skończył.
Kiedy Diana już swoje książki wywalczyła, czarownice udały się do mugolskiego parku. Było nadal przeraźliwie upalnie, jednak ławeczka pod drzewami załatwiała sprawę skwaru który był wszechobecny.
- Do jutra. - powiedziała Diana przytulając przyjaciółkę na pożegnanie.
- Przyjdź wcześniej- powiedziała Lily znając siebie i to, że pewnie przyjdzie półgodziny przed czasem
- W miarę moich skromnych możliwości- powiedziała dziewczyna puszczając oko i  rozglądając się czy w pobliżu niema  żadnego mugola. Zamknęła oczy, skupiła się marszcząc przy tym trochę nos a po chwili juz jej nie było.
Lily popatrzyła w miejsce w którym stała przed chwilą jej przyjaciółka, 'że ona wcale nie boli się  rozszczepienia'  pomyślała rudowłosa, idąc już w stronę domu.

A gdy przekroczyła jego próg poczuła zapach obiadu który wręcz pociągnął ją do kuchni. Zobaczyła swoją mamę w żywiole, która szybko szatkowała świeże warzywa. Lily nieraz myślała czy nie sprowadzić mamie domowego skrzata, by choć trochę jej ulżyć w obowiązkach, ale za każdym razem gdy o tym myślała wyobrażała sobie awantury Petuni i od razu wybijała sobie pomysł z głowy.
- Pomóc ci mamo?- zapytała opierając się o framugę drzwi.
-Nie, nie trzeba właśnie skończyłam- powiedziała kobieta zadowolona ze swojego dzieła, które już aromatycznie pachniało i przysiadając na kuchennym krześle.
Lily uśmiechnęła się tylko i przysiadła obok.
- Niedługo znowu wyjedziesz na 10 miesięcy, a Petunia pewnie całkiem niedługo zamieszka z Veronem, są już razem przecież trzy lata - powiedziała kobieta szybko mrugając.
- Mamooo- powiedziała Lily wstając i przytulając rodzicielkę - będę Ci wszystko opisywać, wyślę parę zdjęć. A co do Petuni to powinniśmy się wszyscy cieszyć - powiedziała kładąc Matce dłonie na ramiona.
-Ani się obejrzałam a już mi wylatujecie z gniazda- powiedziała kobieta smutno się uśmiechając.
- Ja jeszcze nie wyleciałam- powiedziała Lily udając oburzenie.
-Ale zapewne już niedługo.. -zaczęła kobieta
- Póki co nie mam zamiaru, a nawet jeśli to przecież będę cię odwiedzać- powiedziała Lily odsuwając się trochę.
- Wybacz starej matce zebrało się na żale- powiedziała kobieta wstając i opierając ręce na biodrach - A grządki same się nie przekopią - powiedziała jak gdyby to była jej misja po czym skierowała w stronę ganku, a Lily w stronę schodów.
- Mamooooo !- zawołała kiedy była już na piątym stopniu i wychyliła się przez poręcz.
-Tak?-zapytała Pni Evans podchodząc do schodów.
-A pro po starości, too możesz być brana za moją drugą siostrę - powiedział rudowłosa wesoło i uchylając się przed  'ciosem' który mama chciała zadać jej zadać (na żarty) fartuchem który właśnie zdejmowała.
-A idź ty - powiedział kobieta z uśmiechem kobieta wracając do salonu.
Gdy rudowłosa weszła do pokoju od razu wzięła się za pakowanie przecież jutro 1 września czyli powrót do Hogwartu                
                    
_________________________________________________________________________________


A więc kolejna notka  i no niedługo zacznie się dziać - mam nadzieję, że się podoba :).

5 komentarzy:

  1. bd się streszczć bo idę do szkoły ;d
    Notka super.. Jak Ci się udaje tak szybko tworzyć.. ?
    Mniejsza o to..
    Bardzo mi się podoba jak piszesz..tak lekko i zrozumiale ;)
    Czekam na kolejne notki !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że się podoba :) A co do tworzenia to jak mam już pomysł w głowie, to po prostu siadam i piszę ile wlezie ;p Ale niestety nie mama takiego 'stanu' cały czas ;/

      Usuń
  2. Powiem to po raz setny, świetne lekkie i przyjemne ! :) Masz prawdziwy talent kobieto, lecę czytać kolejne ;D
    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń