wtorek, 28 maja 2013

7. Tabu

7.

Oczami Lily.


Wielkie, ciężkie drzwi ukazały wielki, ba, ogromy pokój z lustrami na jednej ścianie, wielkimi kryształowymi żyrandolami, wyłożoną marmurem podłogę. Na środku sali stała dość liczna grupa uczniów. Weszliśmy za dyrektorem, który kierował się w stronę podestu. Nawiasem mówiąc, jeszcze przed chwilą go nie było. Dumbledore zatrzymał nas gestem ręki i powędrował na owy podest. Przez chwilę było słychać stukot twardej podeszwy o marmur, a następnie rozległ się głos staruszka:
 - Zapewne zastanawiacie się, po co prosiłem was tu o tak późnej porze - rozpoczął oficjalnym tonem Dumbledore. Patrzyłam na niego w skupieniu, zachodząc w głowę, po co tu prefekci i jakaś dwudziestka innych uczniów. - Pewnie doszły was słuchy o mordach na mugolach - tu zrobił chwilową przerwę i otarł czoło haftowaną, białą chusteczką - Ministerstwo informuje Proroka Codziennego tylko o niewielu takich przewinieniach. Naprawdę jest ich więcej i to w naszym świecie - powiedział po czym odchrząknął. - Coraz więcej osób ze strachu przyłącza się do czarnych organizacji. Mordy to dla nich chleb powszedni
- Skąd profesor o tym wie ? - rozległ się gdzieś w krańcu sali męski głos.
- Mam paru zaufanych ludzi, a ministerstwo nie chce wzbudzać paniki, młody człowieku. Jednak wymyka się im to wszystko spod kontroli. Dlatego zebrałem tu was. Młodych, zdolnych, pełnoletnich – powiedział, podkreślając nasz wiek. - Jeśli chcecie pomóc, na własną odpowiedzialność zapiszcie się na tej liście – dodał, a przed nim pojawił się nieco przyżółkły pergamin i czerwone pióro. -
Jednak zapisanie się tu jest obarczone ryzykiem utraty zdrowia lub życia. Logicznie myśląc nic, co leży w zakresie waszego uczniowskiego obowiązku, więc każdą odmowę uszanuję, a nawet poprę. Ale możecie się także zgodzić – dopowiedział, patrząc na pergamin utrzymujący się w powietrzu - radziłbym poważnie przemyśleć to, czy warto ryzykować - zakończył grobowym tonem, a pergamin rozwiał się w powietrzu. - Jeśli będziecie pewni swojej decyzji, przyjdźcie do mojego gabinetu. Nie mówię więcej, bo wiem, jak strach może zmanipulować młodym człowiekiem, który chce żyć, choćby kosztem innych.

Mimo że na każdym to wszystko wywarło ogromne wrażenie, w sali nadal panowała przerażająca cisza, jakby wszyscy wstrzymali swój oddech i tylko z przerażeniem, czy też niedowierzaniem patrzyli na dyrektora albo na siebie wzajemnie. Wszystkich łączyło jedno - chaos w głowach i zagubione spojrzenia dzieci, które w ogóle nie wiedzą, o czym się do nich mówi, choć czują, że sprawa jest poważna.

- A, i jeszcze jedno. Macie tydzień. Pamiętajcie, to nie jest przymus czy jakikolwiek nakaz. Zebrałam was tutaj, by tylko przekazać wam te informacje, a wy sami zdecydujecie, czy o tym zapomnicie, puścicie w niepamięć, czy może zechcecie dowiedzieć się więcej. Ale waszym obowiązkiem jest poważnie przemyśleć tą decyzję - oznajmił dyrektor i wyszedł drzwiami, które ukazały się tuż za podestem.

Chyba dopiero teraz wszyscy odetchnęli z ulgą. Popatrzyłam na Remusa, licząc, że mi coś wytłumaczy, że może wywnioskował coś więcej, ale chyba był bardziej zszokowany ode mnie. Chciałam jakoś wybudzić go z transu niewiedzy, ale poczułam ciężar na ramieniu. Przestraszona, odwróciłam się i zobaczyłam dwie znajome twarze.

-Marry, Diana?- powiedziałam osłupiała.

- Jakbyś duchy widziała - powiedziała Diana, udając troskę, jednak w jej oczach było widać iskierki złośliwości.

- Jak wy tu, znaczy kiedy... - komentarz przyjaciółki przemilczałam, próbując złożyć w miarę zrozumiałe zdanie.

- Nie wysilaj się - przerwała mi. – Chwilę po tym, jak wyszłaś, do okna zapukała mała sówka. No więc otworzyłam, a ona rzuca list mi i Marry i dzida z powrotem. Otwieramy listy, a tu, że zaraz jest spotkanie w Pokoju Życzeń, no to biegiem - wytłumaczyła punktowo Diana, którą najwyraźniej bawiło moje osłupienie. - James i Syriusz też gdzieś tu powinni być – dopowiedziała, patrząc na Remusa, który tylko skinął głową i poszedł najprawdopodobniej poszukać pozostałej dwójki Huncwotów.

- A co z Jane? – zapytałam, szukając wzrokiem blondynki.

- Poszła do łazienki, ale listu dla niej nie było - odpowiedziała Marry, zaciągając rękawy swojego szarego swetra na dłonie - Co myślicie o tym wszystkim? - zapytała zakłopotana, patrząc w podłogę.

- Sama nie wiem, co myśleć – odpowiedziałam, uśmiechając się pokrzepiająco.

Choć może nie była to prawda. Pierwszą myślą było: „to wariactwo”. Może ziarnko prawdy w tym było, ale to wariactwo. Bo gdyby przyjąć, że komuś by się coś stało, to wtedy? Ale jeszcze bardziej w tamtej chwili (co według mnie było dziwnym odruchem z mojej strony) interesowało mnie, jak miałoby dojść do jakiegokolwiek incydentu tu, w Hogwarcie? Tyle ludzi uważa to za najbezpieczniejsze miejsce i coś musiało być tego przyczyną. Czyli że co, Hogwart nie jest już takim bezpiecznym miejscem? Chyba że dyrektor będzie chciał nas gdzieś wysłać, ale to niedorzeczne. Przecież jesteśmy tu po to, żeby się uczyć. Albo dyrektor za przeproszeniem zdziadział, albo na serio nie było dobrze.         



~*~



- Wstaaaaawaj!!! - usłyszałam nad uchem. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Która godzina? - zapytałam rzeczowo, próbując się wydostać spod kołdry, która okazała się wyjątkowo ciężka.

-Twoja ostatnia, jeśli się nie pospieszysz - usłyszałam przemiłą odpowiedź Diany. - A konkretniej za dwadzieścia ósma, więc zagęszczaj ruchy, kobieto - ponagliła mnie, zrywając z mojej szanownej osoby kołdrę.

Kiedy dotarłyśmy już na śniadanie, wszyscy bez wyjątku jedli, a obok talerzy lewitowały sobie plany zajęć.

-Fajnie - mruknęła Diana, zasiadając na wolnym miejscu. I, niespodziewanie, oberwała z prawej strony rolką pergaminu.

-Bezbłędnie! - ucieszył się Black, autor tego wspaniałego rzutu.

- A jak wstanę, to nie będzie tak wesoł... - zaczęła się odgrażać Diana, ale brutalnie jej przerwano.

- Twój plan, a teraz dziękuj - zarządził Syriusz, patrząc z bezczelnym uśmiechem na Dianę.

- Dzięki - mruknęła niechętnie, porywając jabłko i ignorując Łapę.

- Spodziewałem się "Dziękuje ci, Syriuszu, uratowałeś mi życie!”.

-Narcyz - dodała dziewczyna, wystawiając mu język. - Na takie słowa to sobie jeszcze poczekasz – odpowiedziała, rzucając w  kark Blacka winogronem, gdy ten się odwrócił.

- Trzymaj - usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się.

Za mną stał nie kto inny jak Potter,  najprawdopodobniej z moim planem zajęć w ręce.

-Aaa, dziękuję – powiedziałam, nieco zaskoczona, odbierając mu mój plan.

James tylko skinął głową i zajął miejsce obok Syriusza. Jeśli mam być szczera, to James był ostatnimi czasy zadziwiająco spokojny. Chyba, że coś knują, przeleciało mi przez głowę.

- Pierwsza transmutacja - powiedziała niechętnie Jane. Blondynka jakoś niespecjalnie lubiła ten przedmiot.

- To i tak nieźle, potem mamy eliksiry. Konkretniej dwie godziny - sprecyzował Remus, a Peter zadrżał na samą myśl o swoim „ukochanym” przedmiocie.

- Ja mam potem starożytne runy – mruknęłam, lustrując swój plan i jednocześnie smarując Tosta dżemem.

-  James, kiedy będziemy mieli treningi? - zapytała Diana, odkładając swój plan i zajmując się jajecznicą.

- Od przyszłego tygodnia zaczynamy. Wygramy ze Ślizgonami tak, że im w pięty pójdzie na długi, długi czas - zakomunikował w przerwie między kolejnym kęsem kanapki.

- To nasz ostatni rok tutaj i będą nas pamiętać jeszcze długo po naszej kadencji - oświadczył Syriusz, obierając to za swój priorytet i zupełnie nie przejmując się machającymi do niego dziewczętami ze stołu Puchonów.

Śniadanie skończyło się w przyjemnej atmosferze, jednak nikt ani słowem nie odezwał się o wczorajszym wydarzeniu. Ale może to i lepiej, w tak poważnych sprawach jak własne życie lepiej się nie nakręcać z innymi, a podjąć swój wybór według uznania. Temat organizacji chroniącej Hogwart został tematem Tabu.



~*~



- Witam na kolejnym i ostatnim już roku  transmutacji - rozpoczęła  standardowo profesor McGonagall. Jednak ona była osobą, której chyba poświęcało się najmniej uwagi w tej sali. Jako że transmutacja przypadła nam ze Ślizgonami, naszymi odwiecznymi rywalami, przedstawiciele obu domów łypali na siebie niezbyt przyjaznymi spojrzeniami. 

- W tym roku nauki odświeżycie swoje wiadomości i poznacie bardziej zaawansowane zaklęcia, pogłębiając tym samym swoją wiedzę – kontynuowała, obserwowując uważnie uczniów. - Panno Potter, jestem tutaj - zwróciła uwagę Dianie, która w tej chwili odbywała walkę na gromiące spojrzenia ze Ślizgonami.

Diana powiedziała tylko bezdźwięczne „przepraszam” i patrzyła na nauczycielkę, ale co jakiś czas wracała do Ślizgona, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem.

Osobiście było mi obojętne, czy Ślizgon, czy Krukon. Póki nic nie robi, jest dla mnie zupełnie neutralny. Ale przez większość Gryfonów przemawiało zamiłowanie do quidditcha, a wybrańcy Domu Węża są naszymi największymi przeciwnikami (tak, „naszymi”, taka mała nutka patriotyzmu). McGonagall kontynuowała swój monolog, święcie przekonana, że wszyscy uczniowie jej słuchają. Nie była to do końca prawda, ale nieświadomość jest błoga.

Kolejne były lekcje, które też przypadły nam z ludźmi ze Slytherinu. Chyba ktoś to zrobił z premedytacją, bo takiego napięcia i rywalizacji jeszcze nie widziałam.

Profesor Slughorn szybciej dokonał całego wprowadzenia i już na drugiej lekcji dla przypomnienia wykonywaliśmy Eliksir Euforii, ale wszystko było dzielone przez dwa, "żebyśmy nie roznieśli lochów". Mój eliksir (właściwie mój i Diany, która nie potrafiła się skupić i tylko mieliła na proszek składniki) został wyważony jako drugi. W pewnym sensie miałam żal (bo zwykle to ja albo ewentualnie Severus, który chyba z sentymentu dawał mi przeważnie pierwszeństwo do zgłoszenia ukończenia pracy i zazwyczaj powalał zgarnąć punkty), ponieważ pierwszą osobą okazał się być Ślizgon, z którym Diana miała już na pieńku od początku transmutacji. Był to wysoki chłopak o ciemnej karnacji, nieco dłuższych włosach, które w przeciwieństwie do włosów Jamesa trzymały się w jako takim ładzie, oczach bodajże ciemnych. Z tego co wiem, zdobył prawie same wybitne na SUM-ach, no i był prefektem, a z pochodzenia najprawdopodobniej Hiszpanem (plotki szybko się niosą). Diana tylko odprowadziła go nienawistnym spojrzeniem.  Już widzę te mecze, pomyślałam, odstawiając wyważony eliksir. 

Starożytne runy to przedmiot cichy, to znaczy uczęszczają na niego tylko ci (według Diany) „cisi i spokojni, nuuuda”. Co może było po części prawdą, bo nie działo się nic, absolutnie nic. Dlatego na tym, co prawda przydatnym ale nudnym przedmiocie, najbardziej się męczyłam. 



- Pierwszy dzień, pierwszy, a już nam zadają - warknęła Diana, kopiąc swój kufer i rzucając swoją torbę ze smoczej skóry na biurko. Sama padła na miękkie łóżko.

- Im więcej punktów zgromadzimy, tym bliżej będzie Puchar Domów - dodała Marry, robiąc sobie przerwę między czytaniem książek do historii magii i transmutacji.

- Jak wygramy w quidditcha, to nie bój żaby - powiedziała Diana tak, że ledwie dało się ją zrozumieć, ponieważ miała głowę w poduszce.

- JEŚLI wygracie - podkreśliła Jane, czesząc włosy. 

- Wątpisz w nas ? - zapytała bez przejęcia Diana. 

- Wiesz, różnie może być - powiedziała niewinnie blondynka, wchodząc do łazienki.

Zirytowana Diana pufnęła w poduszkę.

Tego wieczoru żadna z nas nie miała siły na nic więcej. Ja znów nie mogłam zasnąć, bo myślałam o temacie Tabu . „Czy dyrektor mówił poważnie? Czego nam jeszcze nie powiedział, najprawdopodobniej w obawie, że ktoś go wyda? Co my, jako uczniowie mielibyśmy robić? Czy to rzeczywiście takie niebezpiecznie?”
Wszystko zdawało się być takie pokręcone, zawiłe i nie do rozwikłania przez mój umysł, w który, nieskromnie mówiąc, praktycznie nigdy nie wątpiłam. Ale czy mój Hogwart jest taki jak mi się zdawało? Zawsze był pełen tajemnic, owszem. Zazwyczaj trafiałam na te pozytywne, ale teraz wychodzi na to, że nie wiem wszystkiego.  I właśnie w takim momencie dochodzi do człowieka, że jest praktycznie niczym oprócz pyłku, takiego pyłku, który nie wie nawet, w jakim świecie żyje i co mu zagraża. Przerażająca wizja. Tak działała na mnie noc? Sama się nakręcałam przemyśleniami o sprawie, na której temat praktycznie nic nie wiedziałam. Możliwe, że nieco dramatyzowałam, chociaż sama nie miałam takiej pewności. Dumbledore stanowczo za mało nam powiedział. Najlepsze, co można w takiej sytuacji zrobić, to po prostu wszystko przespać i liczyć na lepsze jutro. Kolorowych, samonakręcająca się głowo, szykuje się kolejna bezsenna noc.     
                              



_________________________________________________________________________________
Obiecuje, że w kolejnym rozdziale skupie się bardziej na bohaterach (chodzi mi o jily W KOŃCU coś o nich będzie - nie mówię, że to będzie super romantico bo nie będzie)

 Mam nadzieję, że teraz macie chęć na więcej ;) Uprzedzam że jednak w najbliższym czasie "nie stanie się wojna" ponieważ pamiętajmy, że są uczniowie totalnie nie ogarnięci, jest rok szkolny itp. - na tym blogu zależy mi na naturalności (do pewnego stopnia bynajmniej). Bo np. Lily nie uświadomi sobie z dnia na dzień że kocha Jamesa, a kolejnego dnia będą parą- ohohoh nie będzie tak miodowo.
P.S Jest taka sytuacja, że chciałam połączyć moja komórkę z bloggerem ale nie wyszło i odinstalowałam ta aplikacje, jakieś 3 dni potem chyba sama się urochomiła i pobiera mi wszystkie obrazki z bloga (nawet tych których nie dodałam) - i pytanie następujące jak przerwać tą więź? (nie chcę mieć tylu obrazków na fonie, a usunąć się ich zwyczajnie nie da - nie ma takiej opcji, i to dosłownie). Help me plase !

I tak zwyczajowo, macie może jakieś propozycje ? Coś wam zgrzytało? Czegoś/kogoś więcej ?  Może, chcecie pobawić się we wróżkę i ułożyć plan jaki waszyn zaniem będzie miał miejsce ? PISAĆ, dzielić się opiniami ;).
      

13 komentarzy:

  1. Przeczytałam ;)
    Jak na razie podoba mi się ;D Ale brakuje mi akcji James - Lily. Jakieś między nimi zgrzyty lub zalążki uczuć. ;D
    Czekam na następne ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak uważam ale najpierw muszę utworzy pewien klimat i dopiero wtedy dodam do tego sytuacje - może to potrwać ale obiecuję, że jak już się zacznie to będzie dużo wątków Lily&James - i postaram się by były jak najlepsze ;)

      Usuń
  2. Nareszcie kolejny rozdział - nie torturuj nas tak więcej !!! Kolejna notka ma się pojawić o wiele wiele szybciej.,
    Wracając do rozdziału. A więc, jak zwykle świetny i ciekawy. Również popieram, że lepiej powoli rozkręcać akcję Lily - James.

    Życzę nieskończonej weny !
    Pozdrawiam, Alicja ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie pisania rozdzialu 8 - i mogę obiecać, że po tych wszystkich wprowadzeniach itp. Skupię się na bohaterach a raczej ich odczuciach - głównie Jily ale nie będzie tak pięknie z samego początku.

      Usuń
  3. Rozdział fajny! :)
    Mam nadzieję, że żadna z dziewczyn (przynajmniej Lily:)) nie będzie miała romansu z tym hiszpanem. :)
    Życzę Weny :)
    I'm me! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodałam opowiadanie. ^^
    Było ekstra, tylko czemu takie małe literki. :/ Mam słaby wzrok (niedługo będę nosiła okulary :/) i szybko męczył mi się wzrok. :'( No, ale przeczytałam do końca i naprawdę wszystko wychodzi ci bardzo naturalnie. Fajnie będzie poczytać o takim rodzaju związku. :P
    Co do telefonu to ci nie pomogę, ponieważ jestem technologicznym ułomem. -_-
    Życzę weny. ;) (dużo! dużo weny!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, przy następnym rozdziale zmienię czcionkę ;). I serio, serio dziękuję, że Tobie podoba się ta naturalność którą próbuję stworzyć.
      A co do komórki zwrócę się z tym niedługo do gościa, który na pewno coś z tym zrobi - pisze jakiś program - chylę jemu czoła bo dla mnie to czarna magia ;)

      Usuń
    2. Dziękuję. ^^ Naprawdę się cieszę, że ci się podoba. :P Ale pamiętaj, jeśli coś ci (nawet cały fragment) nie odpowiada to pisz. ^^ Chętnie się trochę podszkolę. :D

      Usuń
  5. Świetny rozdział! Cudownie piszesz. Będę zaglądać częściej. Zapraszam do mnie Esme-Carlisle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Cię *-* Ta naturalnoś ten śliczny "Tryb" pisania *-* Ahh *-* Aż mi się skakać chce x DD.Haha ;D Bardziej się rozpisze na ostotnim ( dotychczas ) rozdziale :p. Bodajże 10 ? xd A tak to śliczny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń