sobota, 14 grudnia 2013

13.Szlama



13.


I zapanowała cisza, długa cisza. Słyszałam tylko spokojny oddech Pottera i czasami skrzypienie drzwi. Na początku w tej ciszy mnie to przerażało, ale tutaj drzwi są cokolwiek wiekowe i nie ma się co im dziwić. Stwierdziłam, że skoro koniec między nami tego co można określić w paru słowach "Evans umówisz się ze mną ..."  to się wykażę i rozpocznę temat, a co.
- Jak tam qudditch ? - zapytałam. Wyszło inaczej niż miało, bo powinno być pewne z chęcią do dalszego konwersowania a wyszło blado i nieśmiało. Nie tak to zaplanowałam. "Evans co z tobą"
Potter spojrzał na mnie mało przytomnie ale odchrząknął i powrócił do starego siebie
- Wiesz mistrzostwo to pikuś, zmieciemy ich w pył że ze wstydu już nigdy nie wejdą na miotły, punkty i punkciki, i o ile nie będziemy sobie nawzajem wlepiać ujemnych to puchar domów moja droga mamy w kieszeni - powiedział zataczając dłonią w powietrzu kółko.
-  Krukoni lubią się uczyć i to na masową skalę - powiedziałam unosząc brwi. Nie dziel skóry na niedźwiedziu czyż nie? - nie jesteś zbyt pewien?
- No a zgadnij od czego jesteś ty i Marry ? - zapytał retorycznie
- Dzięki, że masz masz za kujony ? - powiedziałam  czując że nie mogę powstrzymać ironicznego uśmiechu
- To był komplement - powiedział kiwając głową.
I zapewne ciągnąłby się dalej temat kujoństwa gdyby nie to, że usłyszeliśmy okropny huk. To było jakby spadło na ziemie coś ciężkiego ale pustego w środku, i nagle ogłuszający pisk. Zasłoniłam uszy i zgięłam w pół czując, że moje uszy krwawią a całe ciało przeszywa prąd, jakby miliony lodowych igiełek które wbijały się w każdy centymetr mojego ciała.
I momentalnie przestało, i ból zniknął jak ręką odjął.
- Co to do cholery było ?- zapytał James biorąc mnie pod rękę i pomagając się  wyprostować.
- Chyba piętro niżej - powiedziałam kiedy biegliśmy w stronę schodów.  O dziwo nie wywinęłam orła kiedy nogi same prowadziły mnie w dół schodów. Kiedy tylko dodarliśmy do korytarza stanęłam jak wryta.

Wielkim, zielonym, glutowatym śluzem wielkimi literami było napisane "SZLAMY"  i nie byłoby to takie złe gdyby nie powypisywane nazwiska i imiona wszystkich mugolaków, uczęszczających aktualnie do Hogwartu, posegregowane rocznikami i domami z niemiłym dopiskiem 'gruba', 'krzywa morda' itp.
Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na rocznik ostatni Gryffindoru, i moje oczy automatycznie powędrowały do E.  Lilianna Evans królowa szlam, szlama nad szlamami. Przełknęłam głośno ślinę dopisek był na poziomie dzieciaków z klas pierwszych, ale mimo żelaznej postawy i  przekonania, że to nic nie znaczy - zabolało. Zakręciło mnie w nosie, co było oznaka u mnie bliskiego płaczu. "Weź  się że w garść Evans" odwróciłam się tyłem do tego napisu. Byłam święcie przekonana, że mnie to nie rusza.
- Możesz iść jeśli chcesz, ja to spróbuję wyczy... -zaczął Potter chyba czując co się święci.
Nie mogłam od tak sobie pójść i od tak się potem rozbeczeć, zapewne ze wściekłości. Niektóre kobiety chyba tak mają, że skrajnym emocją zawsze, ale to zawsze towarzysza łzy.
- Nie trzeba. Sam przecież nie dasz rady - powiedziałam  próbując odwrócić swoją uwagę od tego co było napisane na ścianie.
- No tak jasne - przytaknął ironicznie, wywracając oczami ale jednocześnie się uśmiechając i biorąc różdżkę w dłoń, nie musiało być wcale tak źle.
Z każdą chwilą czyszczenia przecudownego napisu było mi coraz to lżej chociaż miałam ochotę dopaść te łajzy, ale na Merlina z drugiej strony to tylko słowa napisane zieloną mazią na ścianie. I Potter..... James nie był taki zły skutecznie odwrócił moją uwagę od całego zajścia. Zawsze wiedziałam, że chłopcy mają prostsze umysły i w razie czego nie roztrząsają i to chyba było kluczem, żebym nie zalała się  łzami co było by żałosne w końcu już jestem dorosłą czarownicom, podobno. Nikomu nie powiem o tym wszystkim, no może tylko dyrektorowi - wypadało by żeby wiedział. Napisze o tym jutro w raporcie    
                     


- Choć noooo - mówiła Diana ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia
- Musze się uczyć - powiedziałam czując że mój nadgarstek może nie wrócić do sprawności. Musiałam przebrnąć przez opasłe tomisko Trucizn i antidotów.
- Musisz odpocząć, powdychać świeżego powietrza  - wymyślała - Marry powiedz że to zdrowe - jęknęła w stronę dziewczyny z pergaminem w ręku.
- To dobrze czasami wyjść z kurzu książek - powiedziała patrząc na mnie i kiwając głową
- Oczyścić umysł - dopowiedziała Diana    
- Jeju ! dobra ale tylko godzinę  - powiedziałam wywracając oczami i idąc w stronę kufra po mój czerwono złoty sweter, i  ulubioną czapkę z pomponem.
- Idziemy ! - zawołała młoda Potter'ówna przebrana już w strój od qudditcha z tymi wszystkimi ochraniaczami.


Powietrze było zimne i ostre, aż oczy bolały. Rozważałam zwianie ale Diana ze swoją super nówką miotłą na pewno by mnie przechwyciła. Ale na trybunie wtapiając się w tłum czerwono-złotych ludków było o wiele cieplej  w dodatku zimny wiatr prawie tu nie docierał.  Poprawiając czapkę postanowiłam popatrzeć na rozgrzewkę przed meczem "towarzyskim" tak "towarzyskim", bo każdy mecz ze Ślizgonami bez wyjątku był bitwom o honor. Popatrzyłam na wywijających w powietrzy beczułki zawodników. Mi, jako pochodzącej z rodziny niemagicznej, nie mieściło się w głowie jak można zaufać kijowi i sterczącym witką. Dlatego qudditch był dla mnie męczący, na szczęście tylko w klasie pierwszej. Najważniejsze opanowałam - nie spadać.      

Oprócz  szybującej w powietrzu Diany, która poznałam po 13 na plecach, dostrzegłam Pottera, który dla zabawy papugował  kapitana drużyny przeciwnej. Głupek.
Komentator nie nadążał, sama nie byłam lepsza - rozpoznawałam tylko dwójkę o nazwisku Potter, i to z wysiłkiem, bo rozcinali powietrze z zadziwiającą szybkością. Raz James dostał z tłuczka w brzuch, a zobaczyłam to tylko dlatego, że zatrzymał się, nad naszą trybuną - o mało nie spadając przy tym z miotły. Ale przerzucił kafel przez najwyższą obręcz. Pod ich ostrzał padła Diana, która została zablokowana z dwóch stron, między innymi przez naszego "ulubionego", Ślizgońskiego kolegę, który nie odpuszczał jej na długość miotły, tak, że była wyłączona z meczu, podobnie jak Mike - również ścigający, któremu nie dano dojść praktycznie do kafla. Mecz zakończył się remisem, mimo że Jonny - szukający Griffindoru złapał znicza, Ślizgońska banda zdążyła sfaulować : jednego pałkarza - Grega, i  poturbować Dianę.


                                                                             ~*~

- Cholera jasna, mieliśmy to wygrać - powiedział Jonny ciskając ochraniaczem w podłogę, w szatni .
- Spokojnie - powiedział James, kładąc rękę na jego ramieniu - Nie grali fair, następnym razem też nie będziemy, poza tym, to tylko towarzyski, drobny meczyk, najlepszego jeszcze nie zobaczyli - oznajmił uśmiechając się i zdejmując swoją pelerynę.

Jeśli ma tak być, to ja dziękuję bardzo. Pomyślałam, czując jak pulsuje mi przetrącony nadgarstek, i czując smak krwi rozciętej wargi. Nie odpuszczę, śliskim śmieciom.




                                                                            ~*~

Spojrzałam na moją różdżkę ze złością. Żadnej niebieskiej poświaty, ŻADNEJ, jedno wielkie nic. Po pokoju życzeń wesoło sobie galopował jeleń Pottera, gdzieś biegał jakiś pies, ale ja nie mogłam po prostu nic.
- Pomyślcie o czymś co wypełnia was radością, tak oto stworzycie swojego patronusa - zaczął Syriusz z udawanym przejęciem. 
To było żałosne, poprawka ja byłam żałosna. Dianie z końca różdżki co jakiś czas wystrzeliły błękitne fajerwerki, a mi nic. Miałam szczerą ochotę rzucić tym bezużytecznym kijkiem.
-  Expecto Patronum ! - powiedziałam już zdenerwowana. Może po prostu jestem tak nikła, że nic nie chce być moim partonusem. To już druga 'lekcja' z cyklu :' Coś czego Lily totalnie nie umie", a mi nic się nie udaje.
- Jakiś problem Evans ? - zapytał Syriusz uważnie mi się przyglądając 
- Żaden - burknęłam wywracając oczami, jeszcze wścibskiego nosa Black'a mi tu brakowało do pełni szczęścia.
- Czyżby nasza szanowna pani Prefekt miała mieć korki? No proszę, proszę człowiek uczy się przez całe życie - powiedział. Mógł by czasami dla odmiany ugryźć się w ten długi jęzor.       
- Przymknij się - powiedziała Diana pod nosem, patrząc intensywnie, i w komicznym jak dla niej skupieniu w swoją  różdżkę.  - Dobra koniec na dzisiaj - oznajmił James w z drugiego końca sali - Tak, tak koniec już !- zawtórował mu Peter Nawet Peter potrafił, a ja  nie? Z jednej strony egoistycznie, a z drugiej ....... no losie przecież to Peter. Trzeba będzie brać korki u Remusa.







_________________________________________________________________________________


A więc jest , a konkretniej są rozdziały 12 i 13 ;3 Mam nadzieję, że tragedii nie ma. Rozdziały naszpikowane błędami ortograficznymi i innymi, ponieważ, iż , gdyż, bo  Beta nie sprawdziła (nie odpisała na maile) a ja stwierdziłam, że czas już coś dodać.
Kolejny nie wiem kiedy, i gdzie ale ma być ;)

Info: Nie powiadamiam  o nowych notkach!  Zabiera to strasznie dużo czasu, i zwyczajnie mi się nie chce, bo są ciekawsze rzeczy do roboty. Powiadomienie o tych rozdziałach będzie ostatnim, można bloga obserwować lub po prostu co jakiś czas zaglądać. 


Amen                          



12. Patrol


12.


- Witam wszystkich na zebraniu prefektów i patrolu - zaczął dyrektor pewnego czwartkowego popłudnia - Jesteśmy tutaj aby ...
- Złączyć ową dwójkę węzłem małżeńskim - szepnęłam Lily do ucha, na co ta parsknęła śmiechem.
- Aby przydzielić wam patrole i obowiązki, każdy z was dostanie jeszcze dziś indywidualna listę dostosowaną do waszych potrzeb oraz umiejętności. Mam szczerą nadzieję iż nie będziecie mieli większych problemów. - powiedział schodząc ze swojego podestu i wstępując w szereg ok. 25 uczniów. - Spotkania będą odbywać się tu, w pokoju życzeń. Mam nadzieję, że sami wybierzecie z grupy paru uczniów nadzorujących innych, do których zawsze będziecie mogli się zwrócić. - powiedział po czym bez słowa pożegnania powędrował w stronę drzwi.
Na moje subtelny sygnał do działania.
- Zgłaszam kandydaturę Lily - powiedziałam ciągnąc jej rękę ku górze zanim - kto ze mną ręka w górę - powiedziałam dość głośno, żeby te plotkary na końcu też usłyszały.
Ruda na pewno chciała mnie w tej chwili zabić, ale przy światkach nie wypada, więc zrobiła sobie twarzowy kamuflaż pod kolor włosów, niczym pomidor i próbowała  zabrać swoja rękę ale lata trzymania się miotły, żeby nie spaść z wysokości 145 stóp uczyniło moje dłonie tak samo szorstkie jak i, nieskromnie mówiąc silne.

Drogą demokracji czarodziejów na tych głównych łebskich wytypowano Lily - a jakże inaczej, Jamesa - tu zagłosowała płeć uważana za piękną, i Kate, bo jest zbyt miła i dobra by odmówić - czyli czysty brak asertywności.
- Mogłaś siedzieć cicho - warknęła wesoło Ruda po raz kolejny, ze spuszczoną głową bo jej twarz nie odzyskała koloru pierwotnego.
- Mogłam, ale potem wysłuchiwałabym, że można było to lepiej zorganizować, albo i tak byś odwalała fuchę  a ktoś by przyjmował wynagrodzenie, czy cokolwiek, więc teraz przynajmniej jesteś na stanowisku - powiedziałam opierając się o poręcz naszych kochanych marmurowych schodów które postanowiły zrobić sobie maraton pt; " wszędzie byle  nie do Gryfonów"
- Ale będę musiała spisywać pewnie jakieś raporty czy coś, i patrole. Może to zabrzmi dziwnie ale trochę się pouczyć by wypadało bo, nie wiem czy wiesz ale mamy egzaminy - powiedziała tupiąc swoją stopą i nieco uszczerbiony schodek - Jeszcze ? - zapytała podnosząc swoja makówkę, z pod kurtyny rudych włosów i pokazując zielone oczy na tle czerwonej skóry.
-  Trochę bardzo - powiedziałam wzdychając.
Ona jeszcze nie wie ale będzie mi dziękować, bo jest jedną z tych aktywnych ale nieśmiałych i nie lubiących się narzucać, i w szczególności nienawidzi gdy wszyscy się gapią.
- I na gacie Merlina czemu muszę się robić aż tak czerwona?- zapytała zezłoszczona
- Uznaj to za uroczy rumieniec - powiedziałam przeczesując sobie włosy
- Uroczy rumieniec na całą twarz powiadasz ? - powiedziała sarkastycznie nadal ze spuszczona głową, by nikt nie widział jej czerwonej twarzy - O patrz galeon  - dodała schylając się po monetę.

                                                                         ~*~
W tym samym czasie

- No to jak Luniaczku gotowy ? - zapytał nad zwyczaj optymistycznie Syriusz biorąc kawałek pergaminu do ręki, i patrząc na przyjaciela który wyglądał jak żywy trup: głębokie fioletowe cienie pod oczami, zamglone, mało przytomne spojrzenie, blada cera wręcz taka jak u Smarkelusa i mozolne ruchy.
- Myślę, że tak - mruknął zwlekając się z łóżka
- Dobra, idź do skrzydła, równo godzinę po tym jak Cię odprowadzi przyjdziemy - oznajmił James otwierając słabemu przyjacielowi  ciężkie dębowe drzwi
- Wiecie, że nie musicie tego robić ? - zapytał Wilkołak podtrzymując się  framugi drzwi i patrząc po trójce przyjaciół.
-  Nie pierdziel i idź - powiedział Syriusz rzucając w Remusa cukierkiem z kolekcji Petera, na co ten cicho pisnął.
- Myślicie, że powinniśmy.. powinniśmy tam iść ? - zapytał Peter po wyjściu Remusa zasiadając na fotelu w czerwonym obiciu od swojego biurka.
- Tyle już lat jesteśmy z nim pełnia w pełnię, a Ciebie nagle dopadają wątpliwości ? - zapytał James unosząc jedną brew - gadasz od rzeczy
- No ale raz jak Smarkelus się tam zaplątał to... - rozwinął Glizdogon, ale zaraz mu przerwano
- Ale żyje - przerwał Potter podrzucając "pożyczonego" znicza, i gdy ten próbował odlecieć szybko go łapał. - Pchał ten swój zasmarkany nos nie tam gdzie trzeba taka nauczka, że nam się nie trzeba stawiać - dokończył Syriusz - Poza tym nasz Rogacz się wtedy wykazał. Taki nasz mały bohater
- Zamknij się - mruknął okularnik - lepszy żywy Smark niż martwy
- Przynajmniej jest się z kogo pośmiać  - uzupełnił Black
 

                                                                             ~*~

 - Mam juro patrol z Remusem  na  drugim piętrze - przeczytałam patrząc na Diane
- Ja na trzecim z Katy - odparła  wzdychając - A kolejne spotkanie jest we wtorek - jęknęła - po qudditchu będę martwa -dodała rozkładając się na względnie pościelonym  łóżku  i zakrywając twarz pergaminem.
- Na środę mamy zrobić wypracowanie na temat zwierząt morskich - nadmieniła Mary skrobiąc coś piórem na pergaminie, i siedząc już trzecią bitą godzinę przy burku.
- Jakim cudem mam się wyrobić ? - zapytała Diana uderzając pięścią w poduszkę
- No nie wiem, może uczyć się systematycznie ? - powiedziałam siadając po turecku na parapecie i czytając  " Eliksiry poziom rozszerzony ".
 Nie żebym narzekała  na Dianę, ale mogłaby oddać się w mniejszym stopniu nauce w końcu od tego zależy jej przyszłość. Dobra może nie aż tak jak w moim, bo moja mama nie pisze książek o magicznych zwierzętach, a tata nie jest aurorem ale chociaż dla pozoru, że wcale a wcale nie ma "znajomości".

- Ma któraś z was może błyszczyk ? - zapytała Jane wychylając się z łazienki. Swoją drogą ciężko ja było przyuważyć gdzieś indziej niż w łazience, albo pośród  chłopców próbując się wyróżnić swoją wiedzą o qudditchu, lub zespołach byle by zaistnieć, nieco takie desperackie.
- Może być wiśniowy ? - zapytała Mary
- Moim zdaniem jestem bardziej brzoskwinką - stwierdziła wskazując podbródkiem na test z 'modnej czarownicy"
- Żadna z ciebie brzoskiwinka - muknęła Diana patryc na nią z ukosa, szukając chyba na siłę zaczepki.
- Ciebie nikt nie pytał - warknęła Jane chowając się z powrotem do łazienki.

Zapomniałam wspomnieć, że dziewczyny mają od jakiegoś dłuższego czasu konflikt z nieznanych mi przyczyn? Gdyby nie,  to wszem i wobec mają, i to nie byle jaki, zaczęło się kiedy Jane w skowronkach poprosiła Diane na słowo. To musiała być ostra wymiana zdań, ale do tej pory mimo że minął już bodajże trzeci tydzień nie wiem o co chodzi, i jeśli ma tak być dalej to ja podziękuje bo docinki dzień w dzień mnie nie interesują. Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła na który teraz postanowiłam wejść.
-  A o co wam poszło ? - zapytałam szeptem przysiadając przy Dianie
- O jej wyobraźnie. Stwierdziła, że  mogłabym ją zeswatać z Jamesem albo Syriuszem. Czaisz dała mi wybór, byle by któryś z nich ....To ja ją wyśmiałam, że zachowuje się jak dzieciak, ale jak się wkurzyła,  szkoda mówić jak miotała Merlinem na prawo i na lewo. Masakra - powiedziała patrząc na mnie z nad poduszki.
- Ale od tak sobie dała ci wolny wybór ? - zapytałam zdziwiona. Może  Jane nie była uosobieniem intelektu czy wyczucia ale o większą głupotę jej nigdy nie posądzałam.
W ogóle coś takiego pasowało by do dzieci z podstawówki a nie dorosłą czarownicę.

                                                                           ~*~
- Hej ! - usłyszałam za sobą
- Cześć ... James ? - powiedziałam marszcząc brwi. Miał być Remus, nie Potter.
- Co niemile zaskoczona ? -  zapytała wkładając ręce co kieszeni swoich mugolskich czarnych spodni.
- Nie tylko... - zaczęłam nieco zbita z tropu
- Remus się źle czuje - powiedział przerywając mój zawias umysłowy, i lekko się uśmiechnął pod nosem zaryzykowałabym nawet stwierdzenie że smutno.
- Biedak często mu się to zdarza - powiedziałam.
Przypomniałam sobie jak Severus mówił mi o tym, że Remus jest dziwny, inny, żebym uważała, co jest same w sobie dziwne bo Lupin najmniej wdawał mu się we znaki, ba wręcz, nie raz nie dwa uratował mu skórę przed resztą Huncwotów.
- To po matce wiesz jak często choruje - mruknął. Był taki wyciszony, wręcz jakby nie ten Potter z którym użerałam się tyle lat.
Nie uśmiechał się głupkowato, nie czochrał włosów, nie mówił jakiś głupich gier słownych, i jeszcze te cienie pod oczami jakby nie przespał co najmniej dwóch nocy.
- Stało się coś ? - zapytałam
- Nie.. nic nic- zaprzeczył ożywiony - A jak u ciebie Evv.. Lily ? - zapytał. Cwaniak w dobrym miejscu ugryzł się w język.
_________________________________________________________________________________

Wszem i wobec rozdział 12 a po nim dodany 13 (naszpikowane ort'ami), oraz istotne info. Mam nadzieję, że dobrneliście i chcecie więcej.








środa, 4 grudnia 2013

Poślizg



Hejka, dawno niczego nie wstawiałam, ale spokojne wasze rozczochrane główki: jeden rozdział trafił do Bety (nie wiem kiedy go sprawdzi - nauka - zapewne sami wiecie jak to jest, szczególnie w ostatnich klasach), drugi z kolei jest już w połowie napisany. Mam nadzieję, że was to uspokoi ? W razie pytań piszcie komentarze.
Wniosek : Jestem tu i wciąż pamiętam, ale czasu tak mało a chęci i zajęć tak dużo.


Trzymajcie się ciepło bo mrozy idą.    


parę gif'ów na otarcie łez