sobota, 14 grudnia 2013

12. Patrol


12.


- Witam wszystkich na zebraniu prefektów i patrolu - zaczął dyrektor pewnego czwartkowego popłudnia - Jesteśmy tutaj aby ...
- Złączyć ową dwójkę węzłem małżeńskim - szepnęłam Lily do ucha, na co ta parsknęła śmiechem.
- Aby przydzielić wam patrole i obowiązki, każdy z was dostanie jeszcze dziś indywidualna listę dostosowaną do waszych potrzeb oraz umiejętności. Mam szczerą nadzieję iż nie będziecie mieli większych problemów. - powiedział schodząc ze swojego podestu i wstępując w szereg ok. 25 uczniów. - Spotkania będą odbywać się tu, w pokoju życzeń. Mam nadzieję, że sami wybierzecie z grupy paru uczniów nadzorujących innych, do których zawsze będziecie mogli się zwrócić. - powiedział po czym bez słowa pożegnania powędrował w stronę drzwi.
Na moje subtelny sygnał do działania.
- Zgłaszam kandydaturę Lily - powiedziałam ciągnąc jej rękę ku górze zanim - kto ze mną ręka w górę - powiedziałam dość głośno, żeby te plotkary na końcu też usłyszały.
Ruda na pewno chciała mnie w tej chwili zabić, ale przy światkach nie wypada, więc zrobiła sobie twarzowy kamuflaż pod kolor włosów, niczym pomidor i próbowała  zabrać swoja rękę ale lata trzymania się miotły, żeby nie spaść z wysokości 145 stóp uczyniło moje dłonie tak samo szorstkie jak i, nieskromnie mówiąc silne.

Drogą demokracji czarodziejów na tych głównych łebskich wytypowano Lily - a jakże inaczej, Jamesa - tu zagłosowała płeć uważana za piękną, i Kate, bo jest zbyt miła i dobra by odmówić - czyli czysty brak asertywności.
- Mogłaś siedzieć cicho - warknęła wesoło Ruda po raz kolejny, ze spuszczoną głową bo jej twarz nie odzyskała koloru pierwotnego.
- Mogłam, ale potem wysłuchiwałabym, że można było to lepiej zorganizować, albo i tak byś odwalała fuchę  a ktoś by przyjmował wynagrodzenie, czy cokolwiek, więc teraz przynajmniej jesteś na stanowisku - powiedziałam opierając się o poręcz naszych kochanych marmurowych schodów które postanowiły zrobić sobie maraton pt; " wszędzie byle  nie do Gryfonów"
- Ale będę musiała spisywać pewnie jakieś raporty czy coś, i patrole. Może to zabrzmi dziwnie ale trochę się pouczyć by wypadało bo, nie wiem czy wiesz ale mamy egzaminy - powiedziała tupiąc swoją stopą i nieco uszczerbiony schodek - Jeszcze ? - zapytała podnosząc swoja makówkę, z pod kurtyny rudych włosów i pokazując zielone oczy na tle czerwonej skóry.
-  Trochę bardzo - powiedziałam wzdychając.
Ona jeszcze nie wie ale będzie mi dziękować, bo jest jedną z tych aktywnych ale nieśmiałych i nie lubiących się narzucać, i w szczególności nienawidzi gdy wszyscy się gapią.
- I na gacie Merlina czemu muszę się robić aż tak czerwona?- zapytała zezłoszczona
- Uznaj to za uroczy rumieniec - powiedziałam przeczesując sobie włosy
- Uroczy rumieniec na całą twarz powiadasz ? - powiedziała sarkastycznie nadal ze spuszczona głową, by nikt nie widział jej czerwonej twarzy - O patrz galeon  - dodała schylając się po monetę.

                                                                         ~*~
W tym samym czasie

- No to jak Luniaczku gotowy ? - zapytał nad zwyczaj optymistycznie Syriusz biorąc kawałek pergaminu do ręki, i patrząc na przyjaciela który wyglądał jak żywy trup: głębokie fioletowe cienie pod oczami, zamglone, mało przytomne spojrzenie, blada cera wręcz taka jak u Smarkelusa i mozolne ruchy.
- Myślę, że tak - mruknął zwlekając się z łóżka
- Dobra, idź do skrzydła, równo godzinę po tym jak Cię odprowadzi przyjdziemy - oznajmił James otwierając słabemu przyjacielowi  ciężkie dębowe drzwi
- Wiecie, że nie musicie tego robić ? - zapytał Wilkołak podtrzymując się  framugi drzwi i patrząc po trójce przyjaciół.
-  Nie pierdziel i idź - powiedział Syriusz rzucając w Remusa cukierkiem z kolekcji Petera, na co ten cicho pisnął.
- Myślicie, że powinniśmy.. powinniśmy tam iść ? - zapytał Peter po wyjściu Remusa zasiadając na fotelu w czerwonym obiciu od swojego biurka.
- Tyle już lat jesteśmy z nim pełnia w pełnię, a Ciebie nagle dopadają wątpliwości ? - zapytał James unosząc jedną brew - gadasz od rzeczy
- No ale raz jak Smarkelus się tam zaplątał to... - rozwinął Glizdogon, ale zaraz mu przerwano
- Ale żyje - przerwał Potter podrzucając "pożyczonego" znicza, i gdy ten próbował odlecieć szybko go łapał. - Pchał ten swój zasmarkany nos nie tam gdzie trzeba taka nauczka, że nam się nie trzeba stawiać - dokończył Syriusz - Poza tym nasz Rogacz się wtedy wykazał. Taki nasz mały bohater
- Zamknij się - mruknął okularnik - lepszy żywy Smark niż martwy
- Przynajmniej jest się z kogo pośmiać  - uzupełnił Black
 

                                                                             ~*~

 - Mam juro patrol z Remusem  na  drugim piętrze - przeczytałam patrząc na Diane
- Ja na trzecim z Katy - odparła  wzdychając - A kolejne spotkanie jest we wtorek - jęknęła - po qudditchu będę martwa -dodała rozkładając się na względnie pościelonym  łóżku  i zakrywając twarz pergaminem.
- Na środę mamy zrobić wypracowanie na temat zwierząt morskich - nadmieniła Mary skrobiąc coś piórem na pergaminie, i siedząc już trzecią bitą godzinę przy burku.
- Jakim cudem mam się wyrobić ? - zapytała Diana uderzając pięścią w poduszkę
- No nie wiem, może uczyć się systematycznie ? - powiedziałam siadając po turecku na parapecie i czytając  " Eliksiry poziom rozszerzony ".
 Nie żebym narzekała  na Dianę, ale mogłaby oddać się w mniejszym stopniu nauce w końcu od tego zależy jej przyszłość. Dobra może nie aż tak jak w moim, bo moja mama nie pisze książek o magicznych zwierzętach, a tata nie jest aurorem ale chociaż dla pozoru, że wcale a wcale nie ma "znajomości".

- Ma któraś z was może błyszczyk ? - zapytała Jane wychylając się z łazienki. Swoją drogą ciężko ja było przyuważyć gdzieś indziej niż w łazience, albo pośród  chłopców próbując się wyróżnić swoją wiedzą o qudditchu, lub zespołach byle by zaistnieć, nieco takie desperackie.
- Może być wiśniowy ? - zapytała Mary
- Moim zdaniem jestem bardziej brzoskwinką - stwierdziła wskazując podbródkiem na test z 'modnej czarownicy"
- Żadna z ciebie brzoskiwinka - muknęła Diana patryc na nią z ukosa, szukając chyba na siłę zaczepki.
- Ciebie nikt nie pytał - warknęła Jane chowając się z powrotem do łazienki.

Zapomniałam wspomnieć, że dziewczyny mają od jakiegoś dłuższego czasu konflikt z nieznanych mi przyczyn? Gdyby nie,  to wszem i wobec mają, i to nie byle jaki, zaczęło się kiedy Jane w skowronkach poprosiła Diane na słowo. To musiała być ostra wymiana zdań, ale do tej pory mimo że minął już bodajże trzeci tydzień nie wiem o co chodzi, i jeśli ma tak być dalej to ja podziękuje bo docinki dzień w dzień mnie nie interesują. Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła na który teraz postanowiłam wejść.
-  A o co wam poszło ? - zapytałam szeptem przysiadając przy Dianie
- O jej wyobraźnie. Stwierdziła, że  mogłabym ją zeswatać z Jamesem albo Syriuszem. Czaisz dała mi wybór, byle by któryś z nich ....To ja ją wyśmiałam, że zachowuje się jak dzieciak, ale jak się wkurzyła,  szkoda mówić jak miotała Merlinem na prawo i na lewo. Masakra - powiedziała patrząc na mnie z nad poduszki.
- Ale od tak sobie dała ci wolny wybór ? - zapytałam zdziwiona. Może  Jane nie była uosobieniem intelektu czy wyczucia ale o większą głupotę jej nigdy nie posądzałam.
W ogóle coś takiego pasowało by do dzieci z podstawówki a nie dorosłą czarownicę.

                                                                           ~*~
- Hej ! - usłyszałam za sobą
- Cześć ... James ? - powiedziałam marszcząc brwi. Miał być Remus, nie Potter.
- Co niemile zaskoczona ? -  zapytała wkładając ręce co kieszeni swoich mugolskich czarnych spodni.
- Nie tylko... - zaczęłam nieco zbita z tropu
- Remus się źle czuje - powiedział przerywając mój zawias umysłowy, i lekko się uśmiechnął pod nosem zaryzykowałabym nawet stwierdzenie że smutno.
- Biedak często mu się to zdarza - powiedziałam.
Przypomniałam sobie jak Severus mówił mi o tym, że Remus jest dziwny, inny, żebym uważała, co jest same w sobie dziwne bo Lupin najmniej wdawał mu się we znaki, ba wręcz, nie raz nie dwa uratował mu skórę przed resztą Huncwotów.
- To po matce wiesz jak często choruje - mruknął. Był taki wyciszony, wręcz jakby nie ten Potter z którym użerałam się tyle lat.
Nie uśmiechał się głupkowato, nie czochrał włosów, nie mówił jakiś głupich gier słownych, i jeszcze te cienie pod oczami jakby nie przespał co najmniej dwóch nocy.
- Stało się coś ? - zapytałam
- Nie.. nic nic- zaprzeczył ożywiony - A jak u ciebie Evv.. Lily ? - zapytał. Cwaniak w dobrym miejscu ugryzł się w język.
_________________________________________________________________________________

Wszem i wobec rozdział 12 a po nim dodany 13 (naszpikowane ort'ami), oraz istotne info. Mam nadzieję, że dobrneliście i chcecie więcej.








1 komentarz:

  1. Jak obiecałam, po skonsumowaniu kolacji przeczytam rozdziały :) Dotrzymałam słowa ^^
    Ciekawie, co prawda jest parę błędów, ale nie są one takie wielkie jak u mnie :D Bardzo się cieszę, że wreszcie coś dodałaś i na dodatek piszesz w pierwszej osobie ! Jak dobrze pamiętam to wcześniej bardziej opisywałaś :)
    Bardzo fajnie, lecę czytać kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń