sobota, 10 maja 2014

STOP!




Dawno nie było rozdziału, i raczej już nie będzie. Zawias oficjalny. Niby jest pomysł, niby wena ale na coś w późniejszym etapie, do czego nie dałam rady dotrzeć. Chciałam, naprawdę chciałam skończyć tę historię, mimo błędów ortograficznych, gramatycznych i wielu  wielu innych - doskonale zdaje sobie sprawę, że było ich mnóstwo i chwała wam za to, że daliście radę. Może kiedyś wrócę i zrobię z tym porządek, może zrobię nowy twór ? jily - zawsze najlepsze no nie? Dzięki za porady, krytykę to naprawdę pomaga. Kiedyś pewnie wrócę na bloggo-sferę, ale to chyba jeszcze nie mój czas. Powinnam była lepiej to rozplanować.


Jako, że dalszą część miałam mniej-więcej w głowie, to następujące wydarzenia :

1. James znajduje dziewczynę ( lily zaczyna się orientować, że pomimo, że dziewczyna Jamesa (której imienia nie nadałam- jest mało istotna xd) jest miała, zaczyna jej przeszkadzać)
2.Diana zalicza dłuższy pobyt w szpitalu (qudditch) i odwiedza ją Ślizgoński 'przyjaciel' którego ruszyło sumienie.
3. James zrywa ze swoja dziewczyną bo ta  zaczyna go zwyczajnie męczyć, po niekąt Lily to cieszy bo uważała ją za irytująca miłą ale głupiutką.
4. Potajemnie Diana i Antonio (Ślizgonek) się spotykają mimo, że cały czas sprzeczają, a bardziej przekomarzają
5. Lily i James są już ze sobą blisko ale żadne, nawet James nie mówi tego w prost
6. Walentynki - Lily przy obchodzie zauważa, że ze szkoły w nocy nawiewają Huncwoci. Zaczyna ich śledzić, i koniec końców dowiaduje się o tajemnicy Remusa.
7. Całe przygotowania, treningi trwają nawet w wigilię
8. James i Lily razem mimo, że nikt ich publicznie nie nakrył
9. tutaj by były cudowne czasy kiedy wszystko się układa "miłość rośnie w okół nas i te klimaty'
10. Bitwa o Hogwart
11. Antonio okazuje się być zdrajcą, jednak żałuje niestety jest za późno. W pierwszych 'bezpiecznych' patrolach ginie Diana. (miała wtedy być "wzruszająca" scena jak ona już pada, aż ją napisze  mimo, że wyszłam z wprawy :

Nie wiem czy można było tego uniknąć, przewidzieć cokolwiek. Najgorszy widok w moim życiu leże, tak bez sił i jedyne na co mogę patrzeć, to jedynie połamane miotły peleryny i... ciała, martwe ,ciała wszyscy których znałam. Leżą. Nie wierzę , że coś takiego mogłoby być prawdą, przed chwilą śmialiśmy się a teraz... no właśnie uśmiech,  już nigdy  nie zobaczę tych osób uśmiechniętych, nie usłyszę głosu, nie zobaczę jak stresują się przed testem, albo cieszą po wygranej w pucharze domów. Nie zostanie już nic, absolutnie nic. Poczułam jak zaciska mi się gardło mimo, że już przedtem ledwie oddychałam. Na Merlina czemu my ? Czemu nie inni ?  Czemu nie ci którzy na to zasłużyli? Życie jest krótkie i cholernie niesprawiedliwe, nawet nie chce myśleć jak się zachowa mama. Merlinie jak ja bym chciała cofnąć czas.
Z półprzymkniętymi powiekami patrzyłam na niebo, ciemne, takie jakby zimne poczułam krople na nosie już nie wiedziałam czy płacze i już nic nie czuję, czy pada.Chyba powoli tracę zmysły. Gdzieś w oddali zaczęły majaczyć cienie. Nawet nie muszę udawać martwej. Widziałam tylko jak kopia moich znajomych, jak szepczą, jak podpalają resztki mioteł, jakbyśmy wcale tutaj nie zginęli, jakbyśmy nie mijali się na szkolnym korytarzu. Tak bardzo chciało mi się krzyczeć , wyrywać, ale nie miałam siły widziałam tylko jak mój oddech staje się mała chmurką.  

- Wynocha ! - krzyknął miło brzmiący, mimo napięcia męski głos.
- Ale .. - zaprotestował jakiś w pelerynie lecz nie dokończył, i nagle jakby wszyscy zaczęli się wycofywać. Powinni tu być. Powinni być i patrzeć co zrobili szeroko otwartymi oczyma.
- Przepraszam - usłyszałam obok ucha - Zaniosę cię do uzdrowicieli, wyliżesz się z tego - powiedział powoli i cicho gdyby powiedział głośniej głos by mu się załamał. Kiedy mnie podnosił poczułam paraliżujący ból wzdłuż kręgosłupa, zacisnęłam zęby. Zauważył podłożył na miękką trawę  i położył rękę na policzku. pokręcił głowa  zamykając oczy i zaciskając brwi cicho jęknął.
- Nie możesz mnie tak zostawić - powiedział i zobaczyłam, że płacze. Nie jak dziecko tylko pojedyncze łzy spływają mu po policzkach. Kto by się spodziewał, że dumny Ślizgon jest zdolny do łez.
Najbardziej bolało to, że nie mogłam się do niego odezwać. Powiedzieć  żeby przestał się mazać jak idiota.
- Nie możesz zginąć gdybyś dała mi znak że to ty odwołałbym to wszystko - powiedział patrząc mi w oczy - Po raz pierwszy mam szczerą chęć żebyś zaczęła kazanie - powiedział z bladym uśmiechem. Serio był przystojny, że o tym myślę w takiej chwili - Kocham cie wiesz - powiedział przygryzając wargę - źle wybrałam ale to nie powód żebyś ty miała odejść - dodał całując mnie w czoło cały się trząsł. A ja czułam się coraz słabsza  ostatnie co zdążyłam zrobić to chyba przytrzymać jego rękę przy swoim policzku i pozwoliłam by wspomnienia, moje wspomnienia ze wszystkimi potoczyły się po moim policzku. Potem było już tylko ciemno.            

12. Syriusz, cassanowa się załamuje po śmierci Diany, wychodzi na to, że coś do niej czuł.
13. Antonio staje po stronie dobra niestety puźno, i  sam pada w obronie namiotu uzdrowicieli ( nikt mu już nie ufał)
14. Wygrana bitwa
15. Żałoba i cześć poległym dalsze życie bohaterów ale już happy może nie do końca end.


No to by było na tyle. Może kiedyś zacznę to od nowa. Bynajmniej mam taka nadzieję, na razie Pa Pa  ( tak to z zakrytą twarzą to ja)



Szczęścia i spełnienia marzeń we wszystkim co robicie, a przede wszystkim magii w życiu.

Życzy autorka

P.S. Jeszcze kiedyś tu wrócę, albo dam link do innej strony gdzie będę. No to na tyle.  




             

wtorek, 4 marca 2014

14 Dzień jak co dzień



Kolejne dni mijały mi o dziwo nie na nauce, jak to miałam w zwyczaju ale na próbach stworzenia.... tego przeklętego patronusa. Zaszyłam się w bibliotece, w dziale zaklęć przydatnych, czyli że nikt tutaj nie przychodził, bo dział ten była tak szczerze mówiąc całkowicie bez użyteczny mimo tytułu. Chciałam wyczarować patronusa, szczerze i bardzo, bardzo mocno ale wszystko absolutnie każda próba kończyła się fiaskiem.
- Nie, no nie mogę - powiedziałam do samej siebie padając na krzesło. Czy jeden jakis niebieski promyk, to za dużo.
- Co ty  tu robisz ?!- usłyszałam zza siebie. James ?
-  No w gruncie nic. A ty ? - powiedziałam zamykając opasły tom "magia dla opornych", i przykrywając go rękoma, to zbyt upokarzające.
- Serio ?- zapytał wzkazując dłonią na "dobrze ukrytą" książkę.
- Oh zamknij się... Na Merlina nie mogę wyczarować tego cholernego patronusa - powiedziałam bardziej do stołu na którym oparłam zawstydzoną, czerwoną twarz.
Usłyszałam przesuniecie krzesła.
- O czym myślisz gdy próbujesz go wyczarować ? - zapytał podkręcając knot w lampce
- Właściwie to o dniu kiedy dostałam list - odpowiedziałam po chwili podnosząc głowę z nad książki, i poczułam na sobie spojrzenie Pottera.
- To chyba trochę za mało - powiedział ciągle w dobrym humorze - Zrób coś, co zawsze chciałaś zrobić, popracuj nad czymś o czym nie będziesz chciała opowiadać swoim wnukom, albo na myśl czego dostajesz istnej głupawki - powiedział patrząc za ciemne witrażowe okno.
- A ty o czym myślisz, przy Patronusie ? - zapytałam podpierając się na łokciach
- Mała tajemnica- powiedział przykładając palec do sowich ust. Pokiwałam głową. Serio? Dostanie się do Hogwartu, poznanie magii, jakby całe moje życie było szare, i nie miało nic z czego mogłabym czerpać radość ? Westchnęłam w najbliższym czasie znowu mi się nie uda. Nie mam nic takiego. Tak łatwo mówić prawda, nawet przykładu nie dał, pfff dzięki James.

Czas uciekał mi jak piasek  przez palce, w dodatku jakieś raporty które chyba miały po prostu być. O incydencie z "piękną" zieloną ścianą  napisał James, a winowajcy, a raczej winowajców nie udało się złapać. Opadłam na fotel w pokoju wspólnym, nad książką do  Historii Magii najnudniejszy przedmiot, no może nie tyle najnudniejszy co nauczyciel którym był duch  swoją mocą sprawiał że nawet ja zasypiałam, ale książki nie były wiele lepsze, nawet ogień trzeszczący w kominku mnie rozpraszał. Dałam sobie spokój i odłożyłam książkę na bok, chociaż jakiś cichy głosik mówił mi że jednak powinnam się uczyć, tak zwany głos kujoństwa jak mawiała Diana, został zagłuszony przez chęć wyczarowania głupiego patronusa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam żadnego wspomnienia które byłoby tak silne, dobra skup się na czymś innym Lily, na czymś co w miarę ci wychodzi.


~*~


- Dzieeeeeń dooobrrrrryyy! - usłyszałam nad głową
- Diana daj, że mi spokój - powiedziałam zasłaniając twarz poduszką.
- Wygrała pani wycieczkę na....., werble proszę. Tak zgadza się! Na mój trening ! - powiedziała, a raczej oznajmiła bardzo, bardzo  głośno.
- Daj normalnym spać - jęknęłam zakopując się pod kołdrę, która została ze mnie w brutalny sposób zdarta.
- Lily jest 12, nie żeby coś ten tegers, ale nawet ci śniadanie przyniosłam. Poza tym nie chce być sama, przewietrzysz się poczujesz napływ weny i inne takie - powiedziała rzucając kołdra na drugi koniec pokoju.
- Nie potrzebuję weny, tylko  i wyłącznie snu - mruknęłam pod nosem siadając      
- Noo nie daj się prosić - powiedziała rzucając mi jakiś sweter i spodnie  - Poradzi sobie, no nie ? - zapytała.
- Nie denerwuj mnie - warknęłam biorąc ubrania, wiadomo, że bez niej trening się nie zacznie, to zleca się wszyscy, a jak lecą się wszyscy to nie będzie fajnie.
- Też, cie kocham ale zagęszczaj ruchy - powiedziała  biorąc swoje szczęśliwe rękawiczki.

Qudditch nie jest moją ulubioną dyscypliną, ale kiedy robili fale nie będę stała jak kołek. Właściwie, nie wiem po co ja tu jako wsparcie, chociażby mentalne skoro siedzę i nikt nie zwraca na mnie uwagi. Całkowicie pozbawione sensu, ale trzeba przyznać, że momentami gra mi się nawet podobała, oczywiście poza głupimi popisami niektórych (czyt. James), przecież mógł imbecyl spaść, ale dobra nie mój biznes.

- Jak ci się podobało ? - zapytała Diana podbiegając do mnie, miała jeszcze czerwone policzki i lekką zadyszkę, a cieszyła się jak dziecko.
- Nie było, źle ale przypomnisz mi po co ja tu, bo znowu zapomniałam. - powiedziałam zaplatając ramiona na klatce piersiowej.
- No bo mnie wspierasz, nudzi mi się samej - zaczęła wymieniać.
- Ty latasz za piłeczką ,aż ci z radości uszy latają- powiedziałam unosząc brwi, to prawda, gdyby trybuna się zawaliła i tak by tego nie zauważyła.
- Możeeee- powiedziała przeciągając.
- Więc mi nie powiesz ? - zapytałam po chwili ciszy na co ta z radością pokręciła głową. Gezz z kim ja mieszkam.
- A zostaniesz jeszcze chwile ? - zapytała.
- Niby po co? Przecież skończyliście
- No teraz Ślizgoni mają trening no, i chciałam ich wybuczeć  - powiedziała. Nie no jak z małym 3 letnim dzieckiem które co chwile pyta "Dlaczego?"  
- Jakie to dojrzałe - powiedziałam.
- Nie każdy musi być dojrzały - powiedziała ciągnąc mnie za rękę - a przede wszystkim tego tego przez którego miałam guza - powiedziała idąc w stronę widowni.
Usiadłyśmy po środku żeby mieć lepszy "widok".
- O witam, miłe panie - odezwał się znajomy głos. James.
- Miłe dziewoje, tez przyszły się pośmiać ? - zapytał Syriusz siadając obok Pottera
- Żelka ? - zaproponował James
No co jak co, ale na żelki i to w dodatku mugolskie się skuszę, nie wiem skąd je wytrzasnęli, ale muszę sobie trochę przemycić.


___________________________________________________________

Dano mnie nie było, i znowu pewnie nie będzie, bo pozmieniało się u mnie cholernie dużo, od okularów po sprawy osobiste, przez bierzmowanie i testy (czyt. zapierdziel totalny), no i wena na to, jakoś poszła do lasu się chędożyć, nie wiem czy wróci, w razie czego po prostu  napisze, jak to miało być w punktach, z małymi dopiskami tekstu. Zastanawiam się nad zawieszeniem, albo to zrobię albo samo z siebie przyjdzie, bo jak na złość mam 1.000.000 na wszystko inne tylko nie na Lily i Jamesa.
No więc, mam nadzieje, że do następnego.    



sobota, 14 grudnia 2013

13.Szlama



13.


I zapanowała cisza, długa cisza. Słyszałam tylko spokojny oddech Pottera i czasami skrzypienie drzwi. Na początku w tej ciszy mnie to przerażało, ale tutaj drzwi są cokolwiek wiekowe i nie ma się co im dziwić. Stwierdziłam, że skoro koniec między nami tego co można określić w paru słowach "Evans umówisz się ze mną ..."  to się wykażę i rozpocznę temat, a co.
- Jak tam qudditch ? - zapytałam. Wyszło inaczej niż miało, bo powinno być pewne z chęcią do dalszego konwersowania a wyszło blado i nieśmiało. Nie tak to zaplanowałam. "Evans co z tobą"
Potter spojrzał na mnie mało przytomnie ale odchrząknął i powrócił do starego siebie
- Wiesz mistrzostwo to pikuś, zmieciemy ich w pył że ze wstydu już nigdy nie wejdą na miotły, punkty i punkciki, i o ile nie będziemy sobie nawzajem wlepiać ujemnych to puchar domów moja droga mamy w kieszeni - powiedział zataczając dłonią w powietrzu kółko.
-  Krukoni lubią się uczyć i to na masową skalę - powiedziałam unosząc brwi. Nie dziel skóry na niedźwiedziu czyż nie? - nie jesteś zbyt pewien?
- No a zgadnij od czego jesteś ty i Marry ? - zapytał retorycznie
- Dzięki, że masz masz za kujony ? - powiedziałam  czując że nie mogę powstrzymać ironicznego uśmiechu
- To był komplement - powiedział kiwając głową.
I zapewne ciągnąłby się dalej temat kujoństwa gdyby nie to, że usłyszeliśmy okropny huk. To było jakby spadło na ziemie coś ciężkiego ale pustego w środku, i nagle ogłuszający pisk. Zasłoniłam uszy i zgięłam w pół czując, że moje uszy krwawią a całe ciało przeszywa prąd, jakby miliony lodowych igiełek które wbijały się w każdy centymetr mojego ciała.
I momentalnie przestało, i ból zniknął jak ręką odjął.
- Co to do cholery było ?- zapytał James biorąc mnie pod rękę i pomagając się  wyprostować.
- Chyba piętro niżej - powiedziałam kiedy biegliśmy w stronę schodów.  O dziwo nie wywinęłam orła kiedy nogi same prowadziły mnie w dół schodów. Kiedy tylko dodarliśmy do korytarza stanęłam jak wryta.

Wielkim, zielonym, glutowatym śluzem wielkimi literami było napisane "SZLAMY"  i nie byłoby to takie złe gdyby nie powypisywane nazwiska i imiona wszystkich mugolaków, uczęszczających aktualnie do Hogwartu, posegregowane rocznikami i domami z niemiłym dopiskiem 'gruba', 'krzywa morda' itp.
Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na rocznik ostatni Gryffindoru, i moje oczy automatycznie powędrowały do E.  Lilianna Evans królowa szlam, szlama nad szlamami. Przełknęłam głośno ślinę dopisek był na poziomie dzieciaków z klas pierwszych, ale mimo żelaznej postawy i  przekonania, że to nic nie znaczy - zabolało. Zakręciło mnie w nosie, co było oznaka u mnie bliskiego płaczu. "Weź  się że w garść Evans" odwróciłam się tyłem do tego napisu. Byłam święcie przekonana, że mnie to nie rusza.
- Możesz iść jeśli chcesz, ja to spróbuję wyczy... -zaczął Potter chyba czując co się święci.
Nie mogłam od tak sobie pójść i od tak się potem rozbeczeć, zapewne ze wściekłości. Niektóre kobiety chyba tak mają, że skrajnym emocją zawsze, ale to zawsze towarzysza łzy.
- Nie trzeba. Sam przecież nie dasz rady - powiedziałam  próbując odwrócić swoją uwagę od tego co było napisane na ścianie.
- No tak jasne - przytaknął ironicznie, wywracając oczami ale jednocześnie się uśmiechając i biorąc różdżkę w dłoń, nie musiało być wcale tak źle.
Z każdą chwilą czyszczenia przecudownego napisu było mi coraz to lżej chociaż miałam ochotę dopaść te łajzy, ale na Merlina z drugiej strony to tylko słowa napisane zieloną mazią na ścianie. I Potter..... James nie był taki zły skutecznie odwrócił moją uwagę od całego zajścia. Zawsze wiedziałam, że chłopcy mają prostsze umysły i w razie czego nie roztrząsają i to chyba było kluczem, żebym nie zalała się  łzami co było by żałosne w końcu już jestem dorosłą czarownicom, podobno. Nikomu nie powiem o tym wszystkim, no może tylko dyrektorowi - wypadało by żeby wiedział. Napisze o tym jutro w raporcie    
                     


- Choć noooo - mówiła Diana ciągnąc mnie za rękę w stronę wyjścia
- Musze się uczyć - powiedziałam czując że mój nadgarstek może nie wrócić do sprawności. Musiałam przebrnąć przez opasłe tomisko Trucizn i antidotów.
- Musisz odpocząć, powdychać świeżego powietrza  - wymyślała - Marry powiedz że to zdrowe - jęknęła w stronę dziewczyny z pergaminem w ręku.
- To dobrze czasami wyjść z kurzu książek - powiedziała patrząc na mnie i kiwając głową
- Oczyścić umysł - dopowiedziała Diana    
- Jeju ! dobra ale tylko godzinę  - powiedziałam wywracając oczami i idąc w stronę kufra po mój czerwono złoty sweter, i  ulubioną czapkę z pomponem.
- Idziemy ! - zawołała młoda Potter'ówna przebrana już w strój od qudditcha z tymi wszystkimi ochraniaczami.


Powietrze było zimne i ostre, aż oczy bolały. Rozważałam zwianie ale Diana ze swoją super nówką miotłą na pewno by mnie przechwyciła. Ale na trybunie wtapiając się w tłum czerwono-złotych ludków było o wiele cieplej  w dodatku zimny wiatr prawie tu nie docierał.  Poprawiając czapkę postanowiłam popatrzeć na rozgrzewkę przed meczem "towarzyskim" tak "towarzyskim", bo każdy mecz ze Ślizgonami bez wyjątku był bitwom o honor. Popatrzyłam na wywijających w powietrzy beczułki zawodników. Mi, jako pochodzącej z rodziny niemagicznej, nie mieściło się w głowie jak można zaufać kijowi i sterczącym witką. Dlatego qudditch był dla mnie męczący, na szczęście tylko w klasie pierwszej. Najważniejsze opanowałam - nie spadać.      

Oprócz  szybującej w powietrzu Diany, która poznałam po 13 na plecach, dostrzegłam Pottera, który dla zabawy papugował  kapitana drużyny przeciwnej. Głupek.
Komentator nie nadążał, sama nie byłam lepsza - rozpoznawałam tylko dwójkę o nazwisku Potter, i to z wysiłkiem, bo rozcinali powietrze z zadziwiającą szybkością. Raz James dostał z tłuczka w brzuch, a zobaczyłam to tylko dlatego, że zatrzymał się, nad naszą trybuną - o mało nie spadając przy tym z miotły. Ale przerzucił kafel przez najwyższą obręcz. Pod ich ostrzał padła Diana, która została zablokowana z dwóch stron, między innymi przez naszego "ulubionego", Ślizgońskiego kolegę, który nie odpuszczał jej na długość miotły, tak, że była wyłączona z meczu, podobnie jak Mike - również ścigający, któremu nie dano dojść praktycznie do kafla. Mecz zakończył się remisem, mimo że Jonny - szukający Griffindoru złapał znicza, Ślizgońska banda zdążyła sfaulować : jednego pałkarza - Grega, i  poturbować Dianę.


                                                                             ~*~

- Cholera jasna, mieliśmy to wygrać - powiedział Jonny ciskając ochraniaczem w podłogę, w szatni .
- Spokojnie - powiedział James, kładąc rękę na jego ramieniu - Nie grali fair, następnym razem też nie będziemy, poza tym, to tylko towarzyski, drobny meczyk, najlepszego jeszcze nie zobaczyli - oznajmił uśmiechając się i zdejmując swoją pelerynę.

Jeśli ma tak być, to ja dziękuję bardzo. Pomyślałam, czując jak pulsuje mi przetrącony nadgarstek, i czując smak krwi rozciętej wargi. Nie odpuszczę, śliskim śmieciom.




                                                                            ~*~

Spojrzałam na moją różdżkę ze złością. Żadnej niebieskiej poświaty, ŻADNEJ, jedno wielkie nic. Po pokoju życzeń wesoło sobie galopował jeleń Pottera, gdzieś biegał jakiś pies, ale ja nie mogłam po prostu nic.
- Pomyślcie o czymś co wypełnia was radością, tak oto stworzycie swojego patronusa - zaczął Syriusz z udawanym przejęciem. 
To było żałosne, poprawka ja byłam żałosna. Dianie z końca różdżki co jakiś czas wystrzeliły błękitne fajerwerki, a mi nic. Miałam szczerą ochotę rzucić tym bezużytecznym kijkiem.
-  Expecto Patronum ! - powiedziałam już zdenerwowana. Może po prostu jestem tak nikła, że nic nie chce być moim partonusem. To już druga 'lekcja' z cyklu :' Coś czego Lily totalnie nie umie", a mi nic się nie udaje.
- Jakiś problem Evans ? - zapytał Syriusz uważnie mi się przyglądając 
- Żaden - burknęłam wywracając oczami, jeszcze wścibskiego nosa Black'a mi tu brakowało do pełni szczęścia.
- Czyżby nasza szanowna pani Prefekt miała mieć korki? No proszę, proszę człowiek uczy się przez całe życie - powiedział. Mógł by czasami dla odmiany ugryźć się w ten długi jęzor.       
- Przymknij się - powiedziała Diana pod nosem, patrząc intensywnie, i w komicznym jak dla niej skupieniu w swoją  różdżkę.  - Dobra koniec na dzisiaj - oznajmił James w z drugiego końca sali - Tak, tak koniec już !- zawtórował mu Peter Nawet Peter potrafił, a ja  nie? Z jednej strony egoistycznie, a z drugiej ....... no losie przecież to Peter. Trzeba będzie brać korki u Remusa.







_________________________________________________________________________________


A więc jest , a konkretniej są rozdziały 12 i 13 ;3 Mam nadzieję, że tragedii nie ma. Rozdziały naszpikowane błędami ortograficznymi i innymi, ponieważ, iż , gdyż, bo  Beta nie sprawdziła (nie odpisała na maile) a ja stwierdziłam, że czas już coś dodać.
Kolejny nie wiem kiedy, i gdzie ale ma być ;)

Info: Nie powiadamiam  o nowych notkach!  Zabiera to strasznie dużo czasu, i zwyczajnie mi się nie chce, bo są ciekawsze rzeczy do roboty. Powiadomienie o tych rozdziałach będzie ostatnim, można bloga obserwować lub po prostu co jakiś czas zaglądać. 


Amen                          



12. Patrol


12.


- Witam wszystkich na zebraniu prefektów i patrolu - zaczął dyrektor pewnego czwartkowego popłudnia - Jesteśmy tutaj aby ...
- Złączyć ową dwójkę węzłem małżeńskim - szepnęłam Lily do ucha, na co ta parsknęła śmiechem.
- Aby przydzielić wam patrole i obowiązki, każdy z was dostanie jeszcze dziś indywidualna listę dostosowaną do waszych potrzeb oraz umiejętności. Mam szczerą nadzieję iż nie będziecie mieli większych problemów. - powiedział schodząc ze swojego podestu i wstępując w szereg ok. 25 uczniów. - Spotkania będą odbywać się tu, w pokoju życzeń. Mam nadzieję, że sami wybierzecie z grupy paru uczniów nadzorujących innych, do których zawsze będziecie mogli się zwrócić. - powiedział po czym bez słowa pożegnania powędrował w stronę drzwi.
Na moje subtelny sygnał do działania.
- Zgłaszam kandydaturę Lily - powiedziałam ciągnąc jej rękę ku górze zanim - kto ze mną ręka w górę - powiedziałam dość głośno, żeby te plotkary na końcu też usłyszały.
Ruda na pewno chciała mnie w tej chwili zabić, ale przy światkach nie wypada, więc zrobiła sobie twarzowy kamuflaż pod kolor włosów, niczym pomidor i próbowała  zabrać swoja rękę ale lata trzymania się miotły, żeby nie spaść z wysokości 145 stóp uczyniło moje dłonie tak samo szorstkie jak i, nieskromnie mówiąc silne.

Drogą demokracji czarodziejów na tych głównych łebskich wytypowano Lily - a jakże inaczej, Jamesa - tu zagłosowała płeć uważana za piękną, i Kate, bo jest zbyt miła i dobra by odmówić - czyli czysty brak asertywności.
- Mogłaś siedzieć cicho - warknęła wesoło Ruda po raz kolejny, ze spuszczoną głową bo jej twarz nie odzyskała koloru pierwotnego.
- Mogłam, ale potem wysłuchiwałabym, że można było to lepiej zorganizować, albo i tak byś odwalała fuchę  a ktoś by przyjmował wynagrodzenie, czy cokolwiek, więc teraz przynajmniej jesteś na stanowisku - powiedziałam opierając się o poręcz naszych kochanych marmurowych schodów które postanowiły zrobić sobie maraton pt; " wszędzie byle  nie do Gryfonów"
- Ale będę musiała spisywać pewnie jakieś raporty czy coś, i patrole. Może to zabrzmi dziwnie ale trochę się pouczyć by wypadało bo, nie wiem czy wiesz ale mamy egzaminy - powiedziała tupiąc swoją stopą i nieco uszczerbiony schodek - Jeszcze ? - zapytała podnosząc swoja makówkę, z pod kurtyny rudych włosów i pokazując zielone oczy na tle czerwonej skóry.
-  Trochę bardzo - powiedziałam wzdychając.
Ona jeszcze nie wie ale będzie mi dziękować, bo jest jedną z tych aktywnych ale nieśmiałych i nie lubiących się narzucać, i w szczególności nienawidzi gdy wszyscy się gapią.
- I na gacie Merlina czemu muszę się robić aż tak czerwona?- zapytała zezłoszczona
- Uznaj to za uroczy rumieniec - powiedziałam przeczesując sobie włosy
- Uroczy rumieniec na całą twarz powiadasz ? - powiedziała sarkastycznie nadal ze spuszczona głową, by nikt nie widział jej czerwonej twarzy - O patrz galeon  - dodała schylając się po monetę.

                                                                         ~*~
W tym samym czasie

- No to jak Luniaczku gotowy ? - zapytał nad zwyczaj optymistycznie Syriusz biorąc kawałek pergaminu do ręki, i patrząc na przyjaciela który wyglądał jak żywy trup: głębokie fioletowe cienie pod oczami, zamglone, mało przytomne spojrzenie, blada cera wręcz taka jak u Smarkelusa i mozolne ruchy.
- Myślę, że tak - mruknął zwlekając się z łóżka
- Dobra, idź do skrzydła, równo godzinę po tym jak Cię odprowadzi przyjdziemy - oznajmił James otwierając słabemu przyjacielowi  ciężkie dębowe drzwi
- Wiecie, że nie musicie tego robić ? - zapytał Wilkołak podtrzymując się  framugi drzwi i patrząc po trójce przyjaciół.
-  Nie pierdziel i idź - powiedział Syriusz rzucając w Remusa cukierkiem z kolekcji Petera, na co ten cicho pisnął.
- Myślicie, że powinniśmy.. powinniśmy tam iść ? - zapytał Peter po wyjściu Remusa zasiadając na fotelu w czerwonym obiciu od swojego biurka.
- Tyle już lat jesteśmy z nim pełnia w pełnię, a Ciebie nagle dopadają wątpliwości ? - zapytał James unosząc jedną brew - gadasz od rzeczy
- No ale raz jak Smarkelus się tam zaplątał to... - rozwinął Glizdogon, ale zaraz mu przerwano
- Ale żyje - przerwał Potter podrzucając "pożyczonego" znicza, i gdy ten próbował odlecieć szybko go łapał. - Pchał ten swój zasmarkany nos nie tam gdzie trzeba taka nauczka, że nam się nie trzeba stawiać - dokończył Syriusz - Poza tym nasz Rogacz się wtedy wykazał. Taki nasz mały bohater
- Zamknij się - mruknął okularnik - lepszy żywy Smark niż martwy
- Przynajmniej jest się z kogo pośmiać  - uzupełnił Black
 

                                                                             ~*~

 - Mam juro patrol z Remusem  na  drugim piętrze - przeczytałam patrząc na Diane
- Ja na trzecim z Katy - odparła  wzdychając - A kolejne spotkanie jest we wtorek - jęknęła - po qudditchu będę martwa -dodała rozkładając się na względnie pościelonym  łóżku  i zakrywając twarz pergaminem.
- Na środę mamy zrobić wypracowanie na temat zwierząt morskich - nadmieniła Mary skrobiąc coś piórem na pergaminie, i siedząc już trzecią bitą godzinę przy burku.
- Jakim cudem mam się wyrobić ? - zapytała Diana uderzając pięścią w poduszkę
- No nie wiem, może uczyć się systematycznie ? - powiedziałam siadając po turecku na parapecie i czytając  " Eliksiry poziom rozszerzony ".
 Nie żebym narzekała  na Dianę, ale mogłaby oddać się w mniejszym stopniu nauce w końcu od tego zależy jej przyszłość. Dobra może nie aż tak jak w moim, bo moja mama nie pisze książek o magicznych zwierzętach, a tata nie jest aurorem ale chociaż dla pozoru, że wcale a wcale nie ma "znajomości".

- Ma któraś z was może błyszczyk ? - zapytała Jane wychylając się z łazienki. Swoją drogą ciężko ja było przyuważyć gdzieś indziej niż w łazience, albo pośród  chłopców próbując się wyróżnić swoją wiedzą o qudditchu, lub zespołach byle by zaistnieć, nieco takie desperackie.
- Może być wiśniowy ? - zapytała Mary
- Moim zdaniem jestem bardziej brzoskwinką - stwierdziła wskazując podbródkiem na test z 'modnej czarownicy"
- Żadna z ciebie brzoskiwinka - muknęła Diana patryc na nią z ukosa, szukając chyba na siłę zaczepki.
- Ciebie nikt nie pytał - warknęła Jane chowając się z powrotem do łazienki.

Zapomniałam wspomnieć, że dziewczyny mają od jakiegoś dłuższego czasu konflikt z nieznanych mi przyczyn? Gdyby nie,  to wszem i wobec mają, i to nie byle jaki, zaczęło się kiedy Jane w skowronkach poprosiła Diane na słowo. To musiała być ostra wymiana zdań, ale do tej pory mimo że minął już bodajże trzeci tydzień nie wiem o co chodzi, i jeśli ma tak być dalej to ja podziękuje bo docinki dzień w dzień mnie nie interesują. Ale ciekawość to pierwszy stopień do piekła na który teraz postanowiłam wejść.
-  A o co wam poszło ? - zapytałam szeptem przysiadając przy Dianie
- O jej wyobraźnie. Stwierdziła, że  mogłabym ją zeswatać z Jamesem albo Syriuszem. Czaisz dała mi wybór, byle by któryś z nich ....To ja ją wyśmiałam, że zachowuje się jak dzieciak, ale jak się wkurzyła,  szkoda mówić jak miotała Merlinem na prawo i na lewo. Masakra - powiedziała patrząc na mnie z nad poduszki.
- Ale od tak sobie dała ci wolny wybór ? - zapytałam zdziwiona. Może  Jane nie była uosobieniem intelektu czy wyczucia ale o większą głupotę jej nigdy nie posądzałam.
W ogóle coś takiego pasowało by do dzieci z podstawówki a nie dorosłą czarownicę.

                                                                           ~*~
- Hej ! - usłyszałam za sobą
- Cześć ... James ? - powiedziałam marszcząc brwi. Miał być Remus, nie Potter.
- Co niemile zaskoczona ? -  zapytała wkładając ręce co kieszeni swoich mugolskich czarnych spodni.
- Nie tylko... - zaczęłam nieco zbita z tropu
- Remus się źle czuje - powiedział przerywając mój zawias umysłowy, i lekko się uśmiechnął pod nosem zaryzykowałabym nawet stwierdzenie że smutno.
- Biedak często mu się to zdarza - powiedziałam.
Przypomniałam sobie jak Severus mówił mi o tym, że Remus jest dziwny, inny, żebym uważała, co jest same w sobie dziwne bo Lupin najmniej wdawał mu się we znaki, ba wręcz, nie raz nie dwa uratował mu skórę przed resztą Huncwotów.
- To po matce wiesz jak często choruje - mruknął. Był taki wyciszony, wręcz jakby nie ten Potter z którym użerałam się tyle lat.
Nie uśmiechał się głupkowato, nie czochrał włosów, nie mówił jakiś głupich gier słownych, i jeszcze te cienie pod oczami jakby nie przespał co najmniej dwóch nocy.
- Stało się coś ? - zapytałam
- Nie.. nic nic- zaprzeczył ożywiony - A jak u ciebie Evv.. Lily ? - zapytał. Cwaniak w dobrym miejscu ugryzł się w język.
_________________________________________________________________________________

Wszem i wobec rozdział 12 a po nim dodany 13 (naszpikowane ort'ami), oraz istotne info. Mam nadzieję, że dobrneliście i chcecie więcej.








środa, 4 grudnia 2013

Poślizg



Hejka, dawno niczego nie wstawiałam, ale spokojne wasze rozczochrane główki: jeden rozdział trafił do Bety (nie wiem kiedy go sprawdzi - nauka - zapewne sami wiecie jak to jest, szczególnie w ostatnich klasach), drugi z kolei jest już w połowie napisany. Mam nadzieję, że was to uspokoi ? W razie pytań piszcie komentarze.
Wniosek : Jestem tu i wciąż pamiętam, ale czasu tak mało a chęci i zajęć tak dużo.


Trzymajcie się ciepło bo mrozy idą.    


parę gif'ów na otarcie łez 







sobota, 14 września 2013

11. Frends zone



12.


- Tak? - zapytał po chwili już bardziej przytomnie. Nie ma się co dziwić, zwykle Lily nie niego wrzeszczała albo wyklinała, że wszystko jest lepsze od jego szanownej osoby, itp., a tu proszę: nieco onieśmielona sama zaczyna rozmowę, która nie rokuje żadnych krzyków.
- Możemy porozmawiać? - zapytała. Zapewne chciała to zrobić z dumą i w starym dobrym tonie pani prefekt. Naprawdę miała taki zamiar, ale coś nie wyszło.
- No dobrze - powiedział po chwili James. Oddał swoją miotłę Mattowi, patrząc na Dianę z prośbą, by mu jakoś to wyjaśniła, ale ta chyba była tak samo, (a może nawet bardziej?) zdziwiona niż on.
Drużyna odprowadziła ich spojrzeniami aż pod same trybuny.
- Świetny trening - powiedziała Lily po chwili niezręcznej ciszy.
- Tak, szkoda tylko, że mieliśmy tylko połowę boiska, ale jak już wygramy, to się tutaj nie pokażą – powiedział, wkładając ręce do kieszeni. Przecież nie przyszła tu tylko pogadać o treningu. Spojrzał na boisko, żeby nie męczyć Lily spojrzeniem. Była inna niż zwykle. Tak niepewna, cicha. Wiatr co chwila rozwiewał jej rude włosy, zwiewając je na twarz, więc nerwowo je poprawiała, co było nawet śmiesznym i nietypowym widokiem.
- Ja ... – zaczęła, ale dalsza część zdania nie przeszła jej przez gardło i wyglądała jak ryba próbująca złapać oddech.
- Kontynuuj - zachęcił James, nie mogąc powstrzymać lewego kącika ust przed powędrowaniem ku górze, chociaż dzielnie z tym walczył.
- Boże, bądźże dorosła – syknęła Lily na samą siebie. - Chciałam... Chciałam cię przeprosić - powiedziała szybko niczym wystrzał z armaty: zbiera się długo, ale jak już wystrzeli to...
Jamesa zatkało po raz pierwszy. Lily Evans, tak ta sama która tak go wyklinała... przeprosiła go. Właściwie to nie pierwszy raz, taki pierwszy pierwszy był, kiedy przez przypadek na niego wpadła i przeprosiła, zanim zobaczyła na kogo się przewróciła.
- Za co? - zapytał powoli
- Noo... za bardzo się uniosłam i tak jakoś wyszło – powiedziała, podziwiając swoje buty, co było niezwykle fascynującym zajęciem  - więc przepraszam.
- Nie ma za co – powiedział, kłaniając się jak aktor w teatrze przyjmujący oklaski.
- Nie wygłupiaj się. - Uśmiechnęła się i wróciło jej trochę pewności siebie. Chwyciwszy Pottera za ramiona, próbowała go podciągnąć.
- A, i jeszcze jedno – powiedziała, kiedy ten już się wyprostował i patrzył na nią z uśmiechem i dziwną satysfakcją. - Może zapomnimy o tym jak... jak... - urwała, szukając właściwych słów - w jaki sposób cię zbywałam i zostańmy przyjaciółmi. Okej, może to za mocne słowo… takimi znajomymi - dokończyła, wyciągając dłoń w jego stronę.
- Skąd ta nagła zmiana? – zapytał James, podając jej prawą rękę, a lewą przeczesując sobie włosy. Nadal się uśmiechał.
- Nie jesteś już taki głupkiem - wypaliła Lily jak z procy, zanim ugryzła się w język. Kiepski początek.
- Jałć – jęknął Potter, jednak dobry humor go nie opuścił.

~*~ 

- Z czego ci się gęba tak cieszy? - zapytał Syriusz, patrząc na Rogacza znad jakiegoś mugolskiego magazynu o motorach.
- A tak jakoś - powiedział James, siadając na łóżku. Nie mógł jednak wytrzymać w bezruchu, ciągle więc wiercił się i zmieniał pozycje. 
- Owsiki masz czy co?! - zawołał zirytowany Syriusz, patrząc na przyjaciela z ukosa.
- Nie, czemu pytasz ? - zapytał zdziwiony Potter.  
- Bo zachowujesz się jakbyś upił, a oczy masz jakby ci ktoś tam  mugolskie żarówki władował - powiedział nieco zdenerwowany, bo Jimbo skutecznie go rozpraszał. 
- Daj mu spokój - powiedział Remus, próbując skupić się na książce do historii magii, z którą chyba każdy miał problem.
- Niech się osoba nie kręci - zwrócił uwagę wymuszonym uprzejmym tonem Syriusz 
- Nie mogę -  zaprotestował James, wstając i zaczynając chodzić po pokoju. 
- Roznosi go - powiedział Remus, przyglądając się szybkiemu chodowi. – Powiesz, o co chodzi zanim Syriusz dostanie nerwicy? – zapytał. 
- No to po treningu przyszła do mnie Evans - zaczął podekscytowany.
Ta Evans? - zapytał Syriusz, odkładając czasopismo na bok. 
- Evans? - powtórzył jak echo Peter, a Remus podniósł brwi tak wysoko że zniknęły pod jego grzeczną grzywką.
- Tak, i mnie przeprosiła, i powiedziała, że możemy zostać przyjaciółmi - powiedział dumny z siebie Rogacz.
- I z czego debilu się cieszysz?! - Black podszedł do  Jamesa i lekko nim potrząsnął.
- Bo nie jest wściekła? - zapytał retorycznie, poprawiając okulary, które zjechały mu na koniec nosa.
- Idioto. Kiedy dziewczyna tak mówi, to koniec, totalnie i na zawsze - powiedział dobitnie Łapa.
- Koniec? - zapytał Peter, patrząc na dwójkę przyjaciół. W kontaktach męsko-damskich był zielony jak brokułek.
- No tak, to znaczy, że jak myślisz, że wszystko jest na dobrej drodze do czegoś więcej  i zrobisz pewniejszy krok, to wyskoczy ci z tekstem „James, mieliśmy być przyjaciółmi, niczym więcej!”, „James, tak nie zachowuje się przyjaciel!”, „Co ty sobie wyobrażasz?!” - powiedział Huncwot, próbując przybrać głos panny Evans.
Potter nieco pobladł, a cała energia go opuściła. Był  jak przebity balonik, z którego ucieka powietrze. Opadł ciężko na swoje łóżko.
- Ale to nie znaczy... właściwie będziesz mógł z nią normalnie porozmawiać. No aż tak daleko nie zaszedłeś jeszcze nigdy - powiedział Remus, próbując znaleźć jakieś plusy, które byłyby w stanie podnieść przyjaciela na duchu.      
- Co to? - Peter wskazał na biały punkt za oknem.
- Sowy nie widziałeś? - zapytał retorycznie Syriusz i otworzył okno.
Biały puchacz wleciał do pomieszczenia, zataczając koła nad łóżkiem Jamesa. Zrzucił jakiś list prosto na jego szanowną twarz i wyleciał.
-  Od kogo ? - zapytał Syriusz, wskazując na twarz przyjaciela.
Rogacz w milczeniu otworzył kopertę, ale zamiast zająć się listem, wyjął z koperty broszkę w kształcie małej tarczy z literami „PS”. Zmarszczył brwi i sięgnął po krótki liścik.
- Od naszego ulubionego dyrektora – powiedział, pochłaniając tekst wzrokiem :
Drogi Jamesie
Tak, jak uprzedzałem, chciałbym stworzyć patrole uczniów, jak i korepetytorów, byście pomagali sobie wzajemnie i rozwijali talenty. 
Wybrałem Ciebie jako specjalistę od obrony przed czarną magią. Szczegółów dowiecie się na najbliższym zebraniu.
PS Posada prefekta to nie same przyjemności lecz i obowiązki.  
- Wierzcie lub nie, ale wasz ulubiony zawodnik właśnie stał się prefektem - powiedział James z uśmiechem i przypiął sobie odznakę na lewej piersi.



      ____________________________________________________________
No i co sądzicie ? Jakieś sugestie? Skargi czy życzenia?

Hmmmm przyznam się bez bicia że dużo czasu poświęcam na granie w LoL'a ( nawet dobrze mi idzie, nieskromnie pisząc :P), i wiedźmina od kiedy mam xbox'a, i oglądam Słodkie kłamstewka, i Gre o tron i chcę zacząc oglądać Zemstę i pisać pisać o Jily, i czasami spotkać ze znajomymi,  poczytać książkę i mangę, obejrzeć głupie seriale i anime... ale chyba się ze wszystkim nie wyrobie bo doszło zakuwanie... ;(
Tak dużo zajęć tak mało czasu. Totalnie nie wiem jak to będzie z rozdziałami, bo w tym roku po  8 latach bimbania zamierzam się spiąć, taaak będzie ciężko. Na pocieszenie sowa ;3



środa, 21 sierpnia 2013

10. Lista


10.


- Witaj - powiedział staruszek, pokazując jednocześnie, by James usiadł na pobliskim krześle obitym w czerwony materiał.
- Przyszedłem zapisać się na tę listę - powiedział z determinacją i spojrzał w spokojne oczy Dumbledore’a.
-  A nie chcesz może tego jeszcze przemyśleć? - zapytał profesor. - Wiąże się to z ryzykiem – rozwinął, wstając z krzesła. Zaczął przemierzać wielki dywan z dłońmi splecionymi za plecami.
- Nie mogę obiecać, że was nigdzie nie wyślę - powiedział powoli. - I nie ukrywam, że przeciwnicy nie będą wahali się ani chwili, zastanawiając się czy was zabić, czy nie. - Zatrzymał się przy Tiarze Przydziału, leżącej na jednej z wielu półek w tym pomieszczeniu, i przez chwilę ciszy patrzył na nią.
- Ale ty doskonale o tym wiesz – dodał, spoglądając na wiecznie rozczochranego okularnika. -  A mimo wszystko jesteś spokojny. Mam nadzieję, że przemyślałeś to porządnie  - powiedział, zajmując ponownie swoje miejsce z biurkiem. - Zachowujesz się  prawie jak twoja kuzynka. - Uśmiechnął się i podał Potterowi listę.
-  Ona też?! - zapytał zdziwiony, spoglądając na dyrektora, i upewniając się tym samym czy to nie jest jakiś marny żart.
- Tak, przyszła dzisiaj, wcześniej z guzem na środku głowy i oświadczyła, „że niezależnie co mam jej do powiedzenia, czy nawet to że list do niej był przypadkowy, to i tak się zapisze” – powiedział, podając Rogaczowi czerwone pióro.
James spojrzał na listę, na której widniało parę znajomych mu nazwisk:

Jasmine Colens/Hufflepuff
Helena Mark/Ravenclaw
Remus Lupin/Gryffindor
Timy Buton/Ravenclaw
Marry McLon/Ravenclaw
George Smith/Hufflepuff
[...]
Frank Longbottom/Gryffindor
Diana Potter/Gryffindor

A od teraz dołączyła tam i :
 James Potter/Gryffindor

- Profesorze? - zapytał James 
- Tak?
- Jak mielibyśmy działać w szkole? Tu nic się nie dzieje - powiedział James, odkładając pergamin i pióro, na mahoniowe biurko i tak już zapełnione stertą zapewne zbędnej makulatury. 
- Dzięki Merlinowi jeszcze nie, ale obawiam się, że to będzie do czasu, do czasu Jamesie  - westchnął dyrektor. - Jednak wolę zapobiegać niż leczyć. Mam pomysł, może i abstrakcyjny, ale chciałbym stworzyć coś jak oddział prefektów specjalnych. Byłaby to wąska grupka patrolująca obszar szkoły, w razie czego - wyjaśnił dyrektor.
- A reszta? 
- A reszta to wsparcie, młodzi czarodzieje, którzy dopiero będą się szkolić, odnajdywać w tym świecie swoje miejsce. Myślałem, żeby was jakoś podzielić na nauczycieli, uczniów i uczyć się wzajemnie. Nie ukrywam też, że byłoby to spore zaangażowanie, a macie też normalne lekcje - powiedział dyrektor. - Dlatego właśnie prosiłem, żeby to gruntownie przemyśleć, bo nie będzie to łatwe w połączeniu ze szkolnymi obowiązkami. A niektórzy mają jeszcze mecze quidditcha do wygrania – zakończył, mrugając do Jamesa z nad swoich okularów połówek.
Właściwie to był szczęśliwy, że się zapisał. Może poczucie bezsilności zniknie? Albo chociaż się zmniejszy. Bądź co bądź uważał to za trafny wybór. 

~*~
Parę dni później

Lily wstała. Był dzień wolny – na dworze chłodno, wręcz mroźno - ale zamierzała coś wyprostować… może nie tyle wyprostować co wyjaśnić. Nie. Obiecała sobie, że to zrobi. Ubrana ciepły sweter w barwach domu i czarne spodnie, zebrała się w sobie i wyszła z dormitorium. 
Dużo o tym wcześniej myślała: jak to zrobić, żeby nie było zbyt niezręcznie. Role się odwrócą i... 
Właściwie nie ma co tragizować, trzeba spróbować – pomyślała, ale nie dodało jej to tyle otuchy, ile by chciała. Gdy robi się ciężko, płynie się dalej.   

Zasiadła między zapalonymi kibicami i starała się rozgryźć, co może być ekscytującego w miotle i paru kulach. Jeśli już o miotle mowa - patyk to patyk, tylko i wyłącznie patyk z witkami. Jak można bez strachu usiąść na to coś i wzbić się w powietrze? Są zaklęcia dla wygody, amortyzujące… tak, czytała o tym i mimo wszytko bała się wzbić na większą wysokość na owym patyku. Ludzie kochani, patyk, zaczarowany patyk. Mimo że świat magii ją zafascynował i starała się zrozumieć wszystko, to miotle nie zaufa.   

- A oto nasze kochane rodzeństwo Potter! - zawołał jakiś młody zapalony fan z trzeciego roku, który przychodził na każdy trening.
 Rodzeństwo wzięło się od wspólnego nazwiska, i mimoże to była zwykła pomyłka, jakoś się przyjęło, że nawet na meczach, Will komentator ich tak określał.
Gryfońska drużyna żwawym krokiem  maszerowała, aż tu nagle ... 
- Ej, to chyba jakieś jaja! - krzyknął James, widząc maszerującą ku boisku drużynę w zielonych szatach z miotłami w rękach.
Gryfoni jak jeden mąż ustawili się w szeregu łypiąc nienawistnie w stronę Ślizgonów.
- Co wy tu robicie ? - zapytał jakże grzecznie James.
- A co można robić na boisku do quidditcha, Potter? - odpowiedział Arthur, szukający drużyny z domu węża.
Odziani w zieleń parsknęli śmiechem a James, a James chyba się wewnętrznie zagotował.

- Słuchaj no, ty parsz... – zaczął, ale jego kuzynka była szybsza.
- Wschodnia połowa nasza, druga wasza - powiedziała niechętnie i położyła rękę na ramieniu Jamesa, przy użyciu siły go tym odwracając.
- Chyba nie chcesz tracić punktów, których jeszcze nie zdobyliśmy - syknęła cicho.
- Pozwolisz od tak sobie im kogokolwiek obrażać? – zapytał, zaciskając zęby i patrząc w stronę Ślizgonów nienawistnie.
- A ja wiem, że ty masz unikalne sposoby na zemstę i takie tam, więc publiczne bójki możesz sobie darować – odpowiedziała, dosiadając miotły.
- Poczułem się doceniony - powiedział z uśmiechem, czochrając włosy Dianie.
- Tylko się nie przyzwyczajaj - odparła i wzbiła się w powietrze.

Trening można było opisać tylko i wyłącznie paroma słowami „popis, rywalizacja, nienawiść”. A zaraz po treningu „ból, zmęczenie, śmierć na miejscu”.

Matt, szukający Gryfonów, zrobił za to widowiskowy zwód Wrońskiego.  

- Śliskie gnojki - mruknął Danny, obejmujący stanowisko jednego z dwóch pałkarzy.
- I te przeklęte popisy - dodała Diana.
- Mówisz tak, bo tamten Ślizgon o mało co nie strącił cię z miotły? - zapytał Matt, szturchając jej ramię
- Nie moja wina, że kafel wyleciał, i on się na mnie uwziął, naprawdę, przyłożył mi z woreczka w czoło - poskarżyła się, rysując palcem okrąg na czole.
- Zmieciemy ich w turnieju i tyle, mogą nam buty lizać - dodał James, zdejmując pelerynę.
- James? - usłyszał za sobą dziewczęcy głos.
Potter obrócił się i zobaczył chyba najmniej spodziewany widok. 


___________________________________________________________

Krótki ? hmmm owszem ale kolejny będzie zapewne ciekawszy *.*.  A tak serio, serio dziwy mikrusowaty wyszedł ale nie mógł być dłuższy, raczej bo się odwyczaiłam od takiego pisania.