poniedziałek, 18 marca 2013

3. Prorok

3.
Dalsza część obiadu przebiegła po mugolsku, czyli zwyczajnie, a wręcz nudno. "Verni" opowiadał o świdrach, co młodych czarodziei naprawdę zaciekawiło - ale trudno o brak ciekawości kiedy telewizor dawał im tyle radości. Pytali o tak oczywiste rzeczy, że gdyby nie fakt iż główka wybranka jej siostry była mało pojemna i  zaopatrzona w mały rozumek, bałaby się, że coś może zacząć podejrzewać - i wyszło szydło z worka kto nie chodził na mugoloznastwo.

- Będziesz jutro na Pokątnej?- zapytała Diana kiedy już się naprawdę musieli się zbierać i wracać do Doliny Godryka, łapiąc przyjaciółkę za dłonie i prosząco na nią patrząc.
-Postaram się- powiedziała rudowłosa niepewnie.
- Didi śpieszymy się ! - krzyknął James który stał razem z Syriuszem przy motorze z zapakowanymi bagażami młodej czarownicy.
Diana zmarszczyła brwi posępnie, nie lubiła gdy ją się tak nazywało. Jak sama twierdziła kiedy miała 11,12 a nawet 13 lat nie było to większym problemem ale teraz jej to zbrzydło.
- Już!- odkrzyknęła naburmuszona po chwili puszczając ręce przyjaciółki- To jutro o 12 punkt  przy Floresach - powiedziała miłym tonem kiedy już szła w stronę jednośladu.- Tylko się nie spóźnij ! - dodała zgryźliwie siadając za Syriuszem, do rudej która miał bzika na punkcie punktualności.
Lily  uśmiechnęła się z niedowierzaniem  i tylko parzyła jak motor Syriusza jedzie z dużą prędkością i błyskawicznie znika z jej oczu, choć kurz który za sobą rozpylił dopiero zaczynał opadać.

~*~

Rano Lily obudziła się już o 9.00 bo obudziło ją stukanie w szybkę. Otworzyła leniwie oczy i wypełzła z pod kołdry po czym podreptała w stronę balkonu mrużąc oczy ponieważ słońce miało zamiar świecić z taką samą intensywnością co wczoraj. Zobaczyła sowę a właściwie sówkę koloru e-cuerie która przypominała małą piłeczkę bardziej niż ptaka. Lily wpuściła ją do swojego pokoju i odwiązała z jej stópki mały liścik, od razu poznając pismo przyjaciółki. Rozwinęła kawałek pergaminu który niosła prostą i zrozumiałą treść:

"Wstajemy, wstajemy Rudzielcu !"

Lily tylko się uśmiechnęła, widać że Krwiaczek jest spokrewniona z Potterem. A pro po Pottera był dziwnie spokojny, tak za spokojny. Może to dlatego, że byli w towarzystwie jej rodziców i Verona. Lily tylko wzruszyła ramionami  nie myśląc o tym więcej i włożyła liścik do szuflady swojego przestrzennego biurka. 
Jako że została obudzona w jakże profesjonalny sposób i nie było już szans na ponowne zaśnięcie postanowiła, że nie będzie 'gnić' (jak lubił mawiać tata) w piżamie. Otworzyła szafę zadając sobie pytanie jak praktycznie każda kobieta ' w co by się ubrać ?'  ale odpowiedź przyszła sama ponieważ z trzeciej półki od góry spadła jej na głowę spódniczka do kolan w kolorze pastelowej mięty.
- Skoro takie jest twoje przeznaczenie - mruknęła przypatrując się spódniczce.
Dobrała jeszcze do tego czarną bluzkę i obrała kierunek na łazienkę, która co dziwne niebyła oblegana z samego rana przez Petunię - co wydało się Rudej dziwne ale nie omieszkała skorzystać.

11.45
Lily stała już przy wyznaczonej księgarni i czekała na przyjaciółkę, rozglądając się dookoła. Pamiętała kiedy ona pierwszy raz tu przyszła. Mała, zagubiona, rudowłosa dziewczynka maszerująca obok mamy nie opuszczając jej ani na milimetr. Wszystko wydawało się wielkie, przerażające a zarazem fascynujące, od ubiorów czarodziei po książki które same się poruszały albo znikały i doskonale zapamiętała minę sprzedawcy gdy nie mógł ich nigdzie znaleźć. Spojrzała na to wszystko teraz ze swojej perspektywy, perspektywy dorosłej czarownicy. Widziała teraz to samo co pierwszego dnia, ale całkiem inaczej. Już nie piszczała na widok goblina czy też latających co chwila nad jej głową sów, teraz parzyła na swój świat z uśmiechem, na tych młodych przyszłych czarodziei, na ich rodziców wszystko wokół, nie wyobrażała sobie mieszkać już w 'normalnym' mugolskim świecie. Jej rozmyślania przerwał podmuch wiatru który pokulał pod jej stopy najnowszego Proroka Codziennego, gazetę czarodziejów  którą tak rzadko widywała przez Petunię, która ledwie znosiła Rudolfa a co dopiero codzienne sowy  z gazetą w której są ruszające zdjęcia, przecież ; 'Co by pomyśleli sąsiedzi ! '- przypomniała sobie w głowie oburzony głos Petuni która a gdyby mogła najchętniej wytępiłaby wszystko co odbiega od normy. Podniosła gazetę. Pierwsza strona to wypowiedź Ministra Magii - Lily w politykę najwyższych i prognozy pogody nie miała zwyczaju wierzyć bo zwyczajnie puste obietnice i niedotrzymane słowa ją irytowały, więc przewróciła na kolejną stronę, gdzie ciągnęło się dalej jego orędzie, westchnęła przewracając na kolejną stronę. Dalej jakiś długi artykuł, już miała zamiar rzucić okiem nieco dalej gdyby nie nagłówek ' Masowe mordy mugoli'. Przyjrzała mu się bliżej.
Masowe mordy mugoli.
Z przykrością drodzy czytelnicy donosimy o kolejnej tragedii naszych niemagicznych towarzyszy. W nocy z 29 na 30 lipca zamaskowani czarodzieje użyli zaklęcia niewybaczalnego na  15-osobowej grupce mugoli w Londynie. [...] "Wszystkie ofiary zostały zabite w okrutny i barbarzyński sposób" - donosi Ann Clark która dokonała oględzin.[...] Więc jeśli to tylko możliwe drodzy czarodzieje rzudźcie najprostrze zaklęcia na domy waszych mugolskich znajomych bo nie wiadomo czy to nie ocali im życia. Pamiętajcie, że nigdzie nie jest już bezpiecznie.

Gdy Lily skończyła czytać przeszedł ją dreszcz strachu. Coś było nie tak. Mordy? Czarodzieja mają rzucać zaklęcia ochronne - coś takiego chyba jeszcze w ogóle nie miało miejsca. I, że niby nigdzie nie jest już bezpiecznie? Właśnie za tą stronę nie lubiła prasy. Ciągłe straszenia. Ale mimo wszystko obiecała sobie, że żuci parę zaklęć  na swój dom tak żeby 'poćwiczyć'.  Z rozmyśleń wyrwał ją głos Diany.
-Lily!- krzyknęła machając do przyjaciółki żeby ta podeszła.
Ruda przedzierając się przez tłum ludzi by dojść do Krwiaczka. Kiedy już dotarła jej oczom ukazała się Diana z najnowszym modelem Błyskawicy w ręce.Choć panna Evans Qudditch'a traktowała raczej z dystansem to nie dało się zignorować trajkotania przyjaciółki o owym modelu miotły która trzeba przyznać, że wyglądała świetnie nawet na niedoświadczone oko Lily : błyszcząca świeżo wypolerowana rączka z wygrawerowanym numerem seryjnym 1900 i inicjałami D.P. i witkami uporządkowanymi, witkami które nie odstawały jak w jej poprzedniej miotle którą zużyła w rekordowym czasie 6 miesięcy kiedy przeciętnemu czarodziejowi miotła może starczyć nawet na 5 lat - trzeba było przyznać, że Diana miała talent destrukcyjny.
-  Świetna, prawda ? -zapytała wciskając ją w ręce Lily.
Miotła była wprost idealnie wyważona ale jednocześnie lekka.
- Nie będzie cię znosić?- zapytał rudowłosa oddając miotłę.
- Moja w tym głowa, żeby nie znosiło- powiedziała wesoło kiedy ruszyły do księgarni wymijając tłumy dzieci z rodzicami.
Stanęły przed wejściem do Esów i Floresów, Ruda już miała zamiar wejść ale powstrzymała ją ręka Diany.
- Słuchaj uważnie bo już nigdy możesz nie usłyszeć mojego głosu- powiedziała poważnym tonem niebieskooka ale Lily wiedząc do czego zmierza przyjaciółka ledwo powstrzymała się od wybuchu śmiechu - Tam jest masa ludzi, i trzeba będzie walczyć o przetrwanie, będzie to zacięty bój o życie. Powodzenia.- zakończyła śmiertelnie poważnie wchodząc do środka.
Jednak gdy do księgarni weszła i Lily zobaczyła, że jej przyjaciółka niewiele się myliła z tym przetrwaniem. Tabuny ludzi aż chciałby się powiedzieć ' Ludziów jak mrówków'. Mali i nieco więksi czarodzieje przepychający się w stronę drewnianej lady sprzedawcy, krzyki dzieci na które trzeba było uważać żeby ich przez omyłkę nie rozdeptać, nie było nawet skrawka wolnej przestrzeni, nawet  drewniane ciężkie schody prowadzące na piętro były przepełnione i chyba zaczynał się uginać pod ciężarem wszystkich czarodziei. Nie mówiąc już o tłoku który sprawiał że czarne balerinki rudowłosej chyba 'zarobiły' stałe wgniecenia.
Ale nie było tak źle udało jej się wypatrzeć Dianę która właśnie stała przy ladzie i podnosząc listę rzeczy potrzebnych do Hogwartu  wysoko w powietrzu bo co chwila ją ktoś pchał. Sprzedawca otarł sobie tylko pot z czoła białą chusteczką i podawał co chwila jakieś książki na ladę, prawdopodobnie błagając by ten dzień się skończył.
Kiedy Diana już swoje książki wywalczyła, czarownice udały się do mugolskiego parku. Było nadal przeraźliwie upalnie, jednak ławeczka pod drzewami załatwiała sprawę skwaru który był wszechobecny.
- Do jutra. - powiedziała Diana przytulając przyjaciółkę na pożegnanie.
- Przyjdź wcześniej- powiedziała Lily znając siebie i to, że pewnie przyjdzie półgodziny przed czasem
- W miarę moich skromnych możliwości- powiedziała dziewczyna puszczając oko i  rozglądając się czy w pobliżu niema  żadnego mugola. Zamknęła oczy, skupiła się marszcząc przy tym trochę nos a po chwili juz jej nie było.
Lily popatrzyła w miejsce w którym stała przed chwilą jej przyjaciółka, 'że ona wcale nie boli się  rozszczepienia'  pomyślała rudowłosa, idąc już w stronę domu.

A gdy przekroczyła jego próg poczuła zapach obiadu który wręcz pociągnął ją do kuchni. Zobaczyła swoją mamę w żywiole, która szybko szatkowała świeże warzywa. Lily nieraz myślała czy nie sprowadzić mamie domowego skrzata, by choć trochę jej ulżyć w obowiązkach, ale za każdym razem gdy o tym myślała wyobrażała sobie awantury Petuni i od razu wybijała sobie pomysł z głowy.
- Pomóc ci mamo?- zapytała opierając się o framugę drzwi.
-Nie, nie trzeba właśnie skończyłam- powiedziała kobieta zadowolona ze swojego dzieła, które już aromatycznie pachniało i przysiadając na kuchennym krześle.
Lily uśmiechnęła się tylko i przysiadła obok.
- Niedługo znowu wyjedziesz na 10 miesięcy, a Petunia pewnie całkiem niedługo zamieszka z Veronem, są już razem przecież trzy lata - powiedziała kobieta szybko mrugając.
- Mamooo- powiedziała Lily wstając i przytulając rodzicielkę - będę Ci wszystko opisywać, wyślę parę zdjęć. A co do Petuni to powinniśmy się wszyscy cieszyć - powiedziała kładąc Matce dłonie na ramiona.
-Ani się obejrzałam a już mi wylatujecie z gniazda- powiedziała kobieta smutno się uśmiechając.
- Ja jeszcze nie wyleciałam- powiedziała Lily udając oburzenie.
-Ale zapewne już niedługo.. -zaczęła kobieta
- Póki co nie mam zamiaru, a nawet jeśli to przecież będę cię odwiedzać- powiedziała Lily odsuwając się trochę.
- Wybacz starej matce zebrało się na żale- powiedziała kobieta wstając i opierając ręce na biodrach - A grządki same się nie przekopią - powiedziała jak gdyby to była jej misja po czym skierowała w stronę ganku, a Lily w stronę schodów.
- Mamooooo !- zawołała kiedy była już na piątym stopniu i wychyliła się przez poręcz.
-Tak?-zapytała Pni Evans podchodząc do schodów.
-A pro po starości, too możesz być brana za moją drugą siostrę - powiedział rudowłosa wesoło i uchylając się przed  'ciosem' który mama chciała zadać jej zadać (na żarty) fartuchem który właśnie zdejmowała.
-A idź ty - powiedział kobieta z uśmiechem kobieta wracając do salonu.
Gdy rudowłosa weszła do pokoju od razu wzięła się za pakowanie przecież jutro 1 września czyli powrót do Hogwartu                
                    
_________________________________________________________________________________


A więc kolejna notka  i no niedługo zacznie się dziać - mam nadzieję, że się podoba :).

czwartek, 14 marca 2013

2. 1/2 Huncwotów

2.


Lily zmierzyła wzrokiem przybysza. Był on wyższy od niej przynajmniej o głowę jeśli nie więcej. Miał na sobie białą koszulkę z nieznanym rudowłosej logiem i ciemne szorty. Spojrzała na jego twarz. Lekki uśmiech z dołeczkami, potargane ciemne włosy i orzechowe oczy za szkiełkami okularów które miał na nosie.
- James?- zapytała niepewnie marszcząc brwi i mierząc Pottera wzrokiem.
- We własnej osobie- powiedział uśmiechając się szerzej i teatralnie się kłaniając- Diana musisz się zwijać- powiedział bez ogródek prostując się i poprawiając okulary patrząc przy tym cały czas w stronę Lily która nie ukrywała zdziwienia jego przybyciem.
- Który dzisiaj?- zapytała ni z tego ni z owego Lily.
- 29 sierpnia drogie panie- odpowiedział głos za James'em.
Lily spojrzała na posiadacza niskiego głosu który praktycznie z nikąd pojawił się za Potterem.Syriusz.
- To już pojutrze ? -zapytała retorycznie Diana przypominając tym jednocześnie o swojej obecności.
- Otóż to - powiedział Syriusz- Więc pakujemy się i zwijamy bo musimy kupić sobie jeszcze parę książek - powiedział dumnie w stronę Diany która najwyraźniej niebyła zadowolona z tej wiadomości.
Tą jakże wesołą konwersację przerwał dźwięk klaksonu. Cała czwórka obróciła się w stronę podjazdu na który wjechało własnie rodzinne Volvo w kolorze miedzi. Z samochodu powoli wyszedł Pan Evans i podszedł w stronę stojącego na podjeździe motoru. Black jak poparzony pobiegł w stronę jednośladu. Trójka nastolatków przyglądała się temu z uśmiechem, bo kiedy Syriusz biegł w stronę swojej ukochanej maszyny o mały włos się nie przewrócił na co tylko James zawiedziony westchnął -bo tak mało brakowało.
A Syriusz nawiązał konwersację z panem Evanse'em który wyraźnie podziwiał machinę. Po chwil Black już przestawiał swój ukochany, dopieszczony motocykl trochę dalej, a volvo wjechało do garażu. Niedługo po tym (a dokładniej 3 minuty) przy drzwiach stała już uśmiechnięta Pni Dorothy Evans (kobieta z krwi i kości. Włosy miał lekko rudawe jak jej młodsza córka) z szerokim jak na jej drobną twarz uśmiechem, a zaraz za nią pojawił się pan Evans- mężczyzna średniego wzrostu, któremu zakola zaczynały dawać się we znaki- bo w jego czarnej czuprynie pojawiały się już ubytki, jednak wyglądał na zadowolonego z życia człowieka choć zakupy które niósł zapewne nie należały do najlżejszych więc bez pytania wepchnął jedną torbę w ręce Syriusza a drugą w Jamesa uśmiechając się przy tym przepraszająco. Chłopcy jednak mimo, że zdziwieni postanowili pomóc.
- Do kuchni, do kuchni panowie !- zawołała pani Evans wesoło idąc w stronę kuchni.- Petuniu!- powiedział uniesionym głosem kiedy zobaczyła połykająca się dwójkę przy otwartej lodówce.
-Mamy gości.- oznajmiła pni Evans zamykając lodówkę i odstawiając lody z którymi poszło tęskne spojrzenie rozbieganych  świńskich oczek Verniego kuleczki.
- Też mam gościa- powiedziała wyniośle odrywając się do Verona.
- Idźcie do pokoju Petuniu- powiedział pan Evans spokojnie pokazując młodym czarodziejom miejsce gdzie mają odstawić zakupy.
- Choć Verni - powiedziała chwytając kolosa za rękę i ciągnąc w stronę schodów.  Przez chwilewszyscy nasłuchiwali bo  było słychać jak schody uginają się pod ciężarem pana Kuleczki a następnie nastała cisza.
-To my się będziemy zbierać - oznajmił James patrząc w stronę kuzynki.
- Nie żartujcie sobie tak nawet - powiedział szybko pni Evans - Zostańcie na obiad.
- Ale my naprawdę musi...- zaczął Potter ale nie było mu dane skończyć.
- Zostajemy!-krzyknęła pospiesznie Diana.
-Ale..-próbował zacząć ponownie James.
- To wspaniale!- przyklasnęła pani Evans - Dziś jemy wszyscy -dodała wesoło.
- Fajnie - mruknął  sarkastycznie Potter siadając na krzesło które stało przy blacie, przeczesując włosy i czując na sobie spojrzenie intensywnie zielonych tęczówek które starał się przez cały pobyt w tym domu zignorować.
Pod nieobecność Petuni i Verona, Diana pokazała chłopakom telewizor na których przeskakiwanie z kanału na kanał wywołało taki sam zachwyt jak początkowo u Diany która teraz 'spamowała' swoją wiedzą na temat danego kanału. 'Jak dzieci' mruknęła Lily idąc po napoje bo zapewne jej towarzyszą zechce się pić po tych okrzykach zachwytu. Wlała do 4 szklanek zimnej lemoniady i wróciła do gości po drodze mijając tatę który właśnie składał już piąty niemały wiatrak w tym domu. Postawiła ostrożnie szklanki na stole ignorując 'ochy' i 'ahy' oraz 'Daj! Daj mi spróbować' Syriusza i ' Nie jesteś tego godzien. To zbyt duże brzemię dla kogoś takiego '-jako cięta riposta Diany. Ale nigdzie nie widziała Potter'a. Czyżby poszedł? Rozejrzała się ponownie. Był. Stał przy kominku lustrując wzrokiem zdjęcia na nim postawione. Przy jednym się zatrzymał i zastukał palcem w szybkę ramki. Lily postanowiła pomóc 'biednemu' czarodziejowi. Zakradał się do niego i spojrzała wymownie na jego palec który nadal rytmicznie ale i delikatnie stukał w szybkę zostawiając na niej odciski palca. James obrócił się w jej stronę, zostawiając zdjęcie pulpeciastej Lily w spokoju.
- Się zacięło- powiedział tonem znawcy. na co Lily tylko wywróciła oczami, czując się w takiej sytuacji miało swobodnie.
- To nigdy się nie ruszało- powiedziała - Nie bawisz się już z telewizorem?-zapytała tonem który miał być poważnym lecz dało się w tym wyczuć śmiech który w sobie dusiła.
- Diana nie daje mi pilota - wytłumaczył wkładając ręce do kieszeni i patrząc w stronę  dwójki walczącej o pilota- Czy to na serio tak głupio wygląda? -zapytał całkiem poważnie patrząc jak to Syriusz który najprawdopodobniej dał Dianie fory ześlizguje się z kanapy udając konającego.
- Serio, serio - odpowiedziała Lily czując niezręczną cisze która już wisiała w powietrzu.

~*~

Utrzymać trójkę zwykłych nastolatków  spokojnych to jest wyczyn. Utrzymać trójkę młodych nastoletnich, pełnoletnich czarodziei  przy zwykłym obiedzie to równa się z cudem. Wszystko zaczęło się normalnie, nudno, prymitywnie ale w pełni po mugolsku. Kiedy mama podała chyba całą zawartość lodówki najbardziej ucieszył się Veron, kiedy podawano jakieś ziemniaczki  najbardziej ucieszył się Veron tylko na sałatkę się nie ucieszył i nie pożerał jej wzrokiem zanim przeszedł do czynu z innymi potrawami. 
- Verni naprawdę dużo zarabia- powiedziała Petunia dumnie przytulając się do wielkiego spoconego ramienia swojego wybranka. Który był bardzo wciągnięty pożeraniem zawartości półmisków. - Prawda kochanie?- zapytała już poważniej domyślając się, że przegrała z jedzeniem.
Veron powoli nie spiesząc się przełknął  zawartość swojej paszczy.
-Tak- odpowiedział lakonicznie, jednak Petunia nie mogła pozwolić by 'zasługi' jej lubego miały tylko takie wyjaśnienie więc postanowiła dać mu 'subtelny' sygnał. Uszczypnęła go ale za pierwszym razem nic to nie dało no bo niełatwo przebić się przez taką 'puszystkość'. Jednak za trzecim nerwowym i brutalnym podejściem udało się.
- W fabryce świdrów. to bardzo dobrze rokująca firma. - rozwiną swoją odpowiedź przerywając na chwilę kwestie priorytetową czyli jedzenia.
-Doprawdy interesujące. Możesz opowiedzieć o tym więcej ?- zapytał Black unosząc brwi ku górze i udając zainteresowanego, ba oczarowanego. I trzeba przyznać, że wyszło mu to perfekcyjnie. Pana kuleczkę zatkało, zresztą jak wszystkich przy stole oprócz Jamesa który zdążył przez te lata się przyzwyczaić do sposobów przyjaciela i Lily która pokręciła z zażenowaniem głową. 
Dianie z wrażenia wypadł widelec z dłoni. Spadł na drewnianą podłogę odbijając się od niej jeszcze kilkakrotnie przerywając tym ciszę. Diana zamrugała gwałtownie, po czym popatrzyła w stronę widelca tęsknym wzrokiem.
-Acc....- zaczęła ale zdążyła ugryźć się w język bo widelec lekko drgnął - A,a ale niefart - powiedziała powoli i  pośpiesznie wstając od okrągłego stołu zostawiając wszystkich w osłupieniu, i  idąc po widelec. 

_________________________________________________________________________________

Tego samego dnia 2 notka - wow nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie ale w razie czego radzę się nie przyzwyczajać ;)



Syriusz  Orion ( Łapa, Wąchacz) Black - wydziedziczony syn starego rodu czarodziejów, jako jedyny z niewielu ze swojej rodziny wie co dobre a co złe, i jednocześnie szkolny najpopularniejszy cassanowa.






James (Rogaś )Potter - rozpieszczony jedynak, champion qudditcha  o wiecznie roztrzepanych włosach a jednocześnie oddany przyjaciel trochę impulsywny ale szczery.

1.Ostatni rok

1.

Słońce świeciło z niewiarygodną siłą i blaskiem, w okół dało się  poczuć woń świeżo skoszonej trawy dzień był naprawdę upalny i przyjemny. Na rozłożonym kocu na ziemi siedziały dwie młode czarownice : Lily i Diana. Rówieśniczki z niedługo zaczynającego się siódmego czyli już ostatniego roku w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Lily podparła głowę na dłoniach które przed chwilą trzymały książkę: "Eliksiry dla zaawansowanych'  i zwróciła się w stronę słońca zamykając oczy.
- Wiesz kim chcesz zostać?- zapytała Diana patrząc na przyjaciółkę i odkładając na bok jakiś pliczek zdjęć.
- Uzdrowicielem- powiedziała rudowłosa bez zastanowienia i założyła na swój nos okulary przeciw słoneczne, i odwróciła na brzuch by móc swobodnie rozmawiać z Dianą. - A ty? -zapytała z chytrym uśmiechem, szturchając przyjaciółkę w ramię tak, że o mało nie straciła stabilności.
-Może aurorem - powiedziała masując nieco obolałe ramię. - Nie chcę myśleć nawet o tym, że to ostatni rok- westchnęła zabierając magazyn : "Młoda czarownica"  który leżał nieopodal zwinęła go w rulon po czym  uderzyła w rudą czuprynę Lily.
-O nie, nie moja droga tak nie będziemy się bawić!- zakrzyknęła zielonooka z uśmiechem, gwałtownie wstała i pobiegła w stronę ogrodowego średniej wielkości basenu.
-Accio- szepnęła rudowłosa.
W powietrze uniosła się krągła bańka wody . Lily spojrzała na przyjaciółkę wyzywająco, Diana  patrząc po zielonookiej bardzo szybko odczytała jej zamiary ale było już za późno. PLUSK!  Bańka wodna "rozbiła" się ze sporym pluskiem o głowę młodej czarownicy przez dosłownie ułamek sekundy ukazując kolory tęczy. Diana stała przez chwilę osłupiała kojarząc fakty z otwartymi ze zdziwienia ustami. Po chwili potrząsnęła głową rozchlapując wodę dookoła, i pobiegła w stronę przyjaciółki i wepchnęła ją do basenu sama wskakując za nią. Kiedy obie wyszły na powierzchnię w całym ogródku Evans'ów było słychać dwa dźwięczne dziewczęce śmiechy.
Po typowym  chapaniu i podtapianiu dla dzieci i nastolatek w filmach i nie tylko, dwie młode czarownice postanowiły się przebrać. Obie 'cichutko' przemknęły przez szklaną werandę (tą gdzie przez ilość zieleni można poczuć się jak w dżungli ) a następnie przez salon (który był naprawdę w dobrym guście : ciemno bordowe z przejawem czerwieni ściany, drewniana, ciemna bukowa podłoga na której właśnie teraz pojawiły się ślady mokrych stóp, 'kamienny' kominek( na którym było duuużo zdjęć małego pulpecika Lily i kościstej do teraz Petuni), parę obrazów, okrągły jasny stół, w pobliżu był uwielbiany przez Dianę telewizor ( uwielbiała go za skakanie po kanałach. 'Tak to jest gdy z pełni czarodziejskiego domu przyjeżdża się do mugolskiego przedmieścia' - słowa Pana Evansa nie moje). Kiedy dziewczyny chichocząc mijały kuchnię (była ona dość przestrzenna i praktycznie otwarta z widokiem na salon) zobaczyły Petunię i Verona którzy w ten upalny dzień postanowili spędzić romantyczne popołudnie  przy lodówce i kubełku lodów waniliowych, karmiąc się nawzajem. I nie było by to takie złe gdyby nie sam fakt że wyglądało to komicznie; Petunia dostawała lody z najmniejszej łyżeczki jaką można było znaleźć w tej kuchni, a Veron ( który mógłby zjeść kościstą Petunię za jednym gryzem) z największej ŁYCHY  jedząc je łapczywie i w taki sposób, ze część tego co miało trapić do ust trafiało na wąsy lub szary podkoszulek. Dobrze to nie było jeszcze  najgorsze. Najgorsze było to, że ignorując obecność dziewczyn zaczęli się połykać nie, nie całować, połykać. Wyglądało to tak jakby 'piłka Veri' - określenie wymyślone i stosowane przez Dianę - miał zamiar wessać Petunię do swojej paszczy. Lily nie widziała w takich momentach czy ratować siostrę, czy lepiej nie przeszkadzać Veron'owi w wciąganiu jej siostry jak spagetti. Natomiast Dianę znowu korciło, żeby użyć 'jęzozlepa' i jak zwykle powstrzymała ją obecność Lily która pewnie dałaby jej niepotrzebny wykład.
Czarownice z niesmakiem podreptały po chodach do pokoju Lily.
 Pokój miał zielone ściany, przestrzenne okna, mini balkonik, kolosalne biurko zwane pieszczotliwie 'blatem' na którym wesoło pohukiwał  sobie Ralf (stary ale cały czas sprawny puchacz Lily, który imię zawdzięczał postaci z kreskówki którą rudowłosa oglądała nałogowo jeszcze przed przyjazdem do Hogwartu)  , średniej wielkości szafę  i sporawe łózko.
Gdy nastolatki się przebrały i siedziały właśnie w chłodnym pokoju Rudej snując plany na już nie tak daleką przyszłość usłyszały echo energicznego pukania które poniosło się po korytarzu piętra. Dziewczęta spojrzały po sobie, po czym pędem na bosaka pobiegły po schodach wyłożonych dywanikiem do drzwi. Lily otworzyła drzwi energicznie. Spojrzała na przybysza, a przybysz na nią nieco zdziwiony widząc jeszcze mokre rude włosy.                



_________________________________________________________________________________

Dla dociekliwych :

Lily i Diana poznały się już pierwszego dnia kiedy były przydzielone do wspólnego pokoju. Ale, ale na samym początku raczej za sobą nie przepadały. Lily myślała że Diana będzie się wszystkim przechwalać  i w dodatku będzie wredna, natomiast Diana myślała, że Lily jest po prostu nudna i zadziera nosa z powodu wiedzy ( choć ma to w sobie ziarnko prawdy bo Lily nieco zadziera ten swój nosek a Diana lubi czasami się podroczyć - wiadomo nikt nie jest idealny) . Jednak kiedy Lily zatęskniła za domem choć  zachwycona ale jednocześnie przerażona całym światem czarodziei to własnie Diana wyciągnęła w jej stronę pomocną dłoń. I tak właśnie zaczęła się przyjaźń. 

Diana ma nazwisko takie same jak James ponieważ są dalszym kuzynostwem, czasami spędzają nawet razem  rodzinne wakacje- ich ojcowie są jak bracia.  


Kontakt Lily-James Potter: Lily już tak szybko nie wpada w gniew czy szał gdy go widzi jednak jego żarty choć sama uważa je za śmieszne a się do tego nie przyznaje, krytykuje jako prefekt. 
Potter przez wakacje nie przysłał jej ani jednej sowy co rudowłosą zdziwiło, a na peronie po ukończeniu 6 roku ją przeprosił.    


Oki pierwsza notka. Krótka jak na mnie, ale jest i prawdopodobnie reszta tez taka będzie. Ten blog jest moim drugim i na razie pozostanie drugorzędnym, ponieważ najpierw chciałabym dokończyć moją pierwszą historię. Notki będą tu naprawdę rzadko albo bardzo zależnie od mojego kaprysu i od czau którego mi przeważnie brakuje. Jednaka mam zamiar pisać tą historię. Puki co jest tu dużo opisów - to też może się zmienić, chciałam żeby łatwiej było wyobrazić sobie dane pomieszczenie potem się zobaczy jak to będzie. To wszystko co do spraw organizacyjnych- a raczej braku organizacji. Teraz bohaterowie:




Lily Evans to 18-latka o zielonych oczach i ciemno rudych długich włosach. Sama nadałaby sobie tytuł przeciętnej jednak mogła pochwalić się wysokiej klasy urodą i inteligencją oraz mocą magiczną która mogła by zawstydzić niejednego 'czystokrwistego'. Bardzo uparta i zasadnicza ( do czasu).





Diana Potter to również 18-latka o niebieskich oczach, włosach na pograniczu blonu i brązu. Wesoła ale z ciętym językiem. Jest czystko krwista więc Lily pieszczotliwie nazywa ją 'Krwiaczkiem".
                                                       
 Reszta bohaterów przy następnym rozdziale !!